Marcin Koszałka i Franco de Pena o wolności i wyroku na życie
- Interesuje mnie przyszłość, a nie to, co należy do przeszłości - tak swój film "Wyrok na życie" podsumował Marcin Koszałka. - W prasie jestem przedstawiany jako człowiek, który używa kina jako broni masowego rażenia – wyznał Wenezuelczyk Franco de Pena.
- Interesuje mnie przyszłość, a nie to, co należy do przeszłości - tak swój film "Wyrok na życie" podsumował Marcin Koszałka.
Podobnie jest z bohaterkami dokumentu, które z nadzieją patrzą w przyszłość. Pracują, bawią się, zakochują, planują rodziny i czekają na zakończenie kary.
„Wyrok na życie” to próba zmierzenia się ze stereotypem. Według Koszałki, więzienia postrzega się jako miejsca całkowicie odhumanizowane. Film pokazuje, że ich mieszkańcy to w rzeczywistości normalni ludzie. Na zarzuty, że manipuluje rzeczywistością reżyser odpowiedział:
- W filmie dokumentalnym nigdy nie będzie autentyczności - odpowiedział reżyser - kamera zawsze rejestruje wybrany fragment rzeczywistości, a bohaterowie zmieniają w jej obliczu swoje zachowanie.
Powstał film o kobietach, choć początkowe zamierzenie było inne - Koszałka chciał zrobić dokument o mężczyznach wychodzących na wolność. Zmienił plany, kiedy okazało się, że więźniowie stanowią zbyt hermetyczne środowisko. - Każdy, kto jest spoza więzienia, jest uważany za frajera – powiedział.
Nakręcenie dokumentu zajęło Koszałce cały rok, z czego zaledwie dwa tygodnie stanowiły zdjęcia. Najdłuższym etapem jego powstawania było poznanie bohaterów i oswojenie ich z kamerą. Dokumentaliście udało się to poprzez długie rozmowy z więźniarkami oraz opowiadanie o sobie i swoich wcześniejszych filmach.
- W prasie jestem przedstawiany jako człowiek, który używa kina jako broni masowego rażenia – wyznał Wenezuelczyk Franco de Pena.
Jego „Hugo Król i jego poddana” to dokument obrazujący sytuację polityczną dzisiejszej Wenezueli. Aby go nakręcić reżyser musiał występować pod zmienionym nazwiskiem. Obecnie jest zmuszony się ukrywać, ponieważ dla obecnej władzy jest wrogiem politycznym. Film zawiera sceny rzeczywistych zamieszek, które sfilmowali wenezuelscy studenci.
W Wenezueli film „Hugo Król i jego poddana” był niezwykle popularny – w kinach obejrzało go 800 tys. ludzi.