POLSKIE DOKUMENTY ETNOGRAFICZNE – KOLEJNA ODSŁONA

Zapraszamy na kolejną odsłonę comiesięcznego cyklu „Polskie dokumenty etnograficzne”. W tym miesiącu Magdalena Ciesielska, doktorantka w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ, pisze o dwu interesujących filmach, dokumentalnych portretach ludzi star-szych, zamieszkujących polską wieś. Pierwszy to „Studnia” Krystyny Gryczełowskiej, drugi to „Kres świata” Mateusza Skalskiego z 2010 roku.

Kolejny raz chciałabym podjąć się tematu polskiej wsi w obiektywie wybitnych dokumentalistów. Tym razem jednak głównymi bohaterami będą ludzie starzy, którzy - mimo upływu czasu – wciąż borykają się z podobnymi problemami. Pierwszy film to dzieło Krystyny Gryczełowskiej pt. „Studnia” z 1986 roku.

Gryczełowska opowiada historie ludzi, żyjących w pewnej mazurskiej wsi, nazywanej także „wioską spokojnej starości”. Jest to bardzo specyficzne miejsce, gdyż trafiają tu starzy rolnicy, którzy nie mają już siły pracować na własnym gospodarstwie i nie posiadają stałej opieki. Inicjatywa wydaje się być szlachetna, ludzie opowiadają do kamery, że jest im dobrze i są zadowoleni, jednak oglądając ten obraz nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ich szczęście jest pozorne. Choć reżyserka kolejny raz pozbawia obraz komentarza i nie podejmuje się własnej oceny obserwowanego świata a jedynie rejestruje napotkaną rzeczywistość, to niemal każda kolejna scena wywołuje w nas współczucie i poczucie niesprawiedliwości. Jest w tych ludziach coś niepokojącego, ich twarze emanują smutkiem, zrezygnowaniem i brakiem nadziei. Są oni starzy, schorowani i przede wszystkim bardzo samotni, coraz trudniej jest im samodzielnie radzić sobie z codziennością.

Możemy to dostrzec już w pierwszej minucie filmu, kiedy stara kobieta próbuje wyprać w misce jakieś drobne rzeczy. Kamera śledzi jej każdy ruch, kiedy próbuje wygodnie usadowić się na schodach. Pokazuje pomarszczone dłonie i starą twarz. W kolejnej przejmującej scenie widzimy kobietę z laską, która na tle opuszczonych, niszczejących domów, idzie z pełna torbą zakupów. Każda z nich samodzielnie musi radzić sobie z codziennymi obowiązkami. Niegdyś większość mieszkańców wioski miała dzieci, współmałżonków i własną ziemię. Dziś żyją tymi wspomnieniami, tęsknią i myślą o bliskich, dla których oni sami nie są już ważni. Zostali opuszczeni, tak jak ich gospodarstwa, które młode pokolenie zamieniło na pracę w mieście. Mimo to, brak w tych ludziach żalu czy pretensji, wręcz przeciwnie – są dumni z tego, że dobrze wychowali swoje dzieci. Dawniej pracowali na roli, czy „na służbie” (jak opowiada jednak z mieszkanek wioski), dbali o gospodarstwa. Teraz nie pozostało im nic, wykorzeniono ich, oderwano od własnej ziemi i domu. Choć mają zapewniony spokój, ciepłe miejsce i skromną rentę, to nie wiedzą czym wypełnić swoje nowe życie i wolny czas. Całymi dniami rozpamiętują przeszłość, opowiadają sobie nawzajem o dawnym życiu a w samotności czekają na śmierć. Jednym z powodów wyjścia z domu jest woda, po którą muszą się udać do wspólnej studni. Tytułowa studnia jest więc nie tylko ciężarem dla starszych mieszkańców, którzy nie mają już sił nosić wiader, ale również (a może przede wszystkim) pretekstem do działania, do robienia czegokolwiek, do spotkań z innymi ludźmi. Pomimo tego, że wioska ta jest opustoszała i niewielu ma mieszkańców, to przy studni zawsze można kogoś zastać.

Gryczełowska swój niewątpliwie poruszający obraz, kontrastuje z wypowiedziami ludzi z zewnątrz, którzy mają własne zdanie na temat mieszkańców wioski. Jedna z nich to sklepikarka, która pracuje w kiosku na terenie wsi. Ona jako pierwsza mówi wprost, że życie tych staruszków nie jest takie radosne, jak można byłoby przypuszczać, jednocześnie jest głęboko przekonana o słuszności całej inicjatywy. Kolejna to pielęgniarka, która ma bardzo negatywny do nich stosunek, twierdzi, że są leniwi i zajmują się „tym, co nie trzeba”. Choć słyszymy zdanie tylko dwóch postaci, to w jakimś stopniu odzwierciedlają one stosunek społeczeństwa do starych ludzi. Reżyserka nie sugeruje, która z tych wypowiedzi jest słuszna i bardziej prawdziwa, pozostawia nam ten wybór i ocenę. Tak samo jest zresztą z obrazem, który nie burzy jednoznacznie tego poczucia szczęścia, o którym zapewniają starzy ludzie, ale skłania nas do refleksji, wzbudza niepokój i a nawet sprzeciw.

Bardzo podobny obraz wsi zobaczymy w dziewięciominutowym filmie „Kres świata” Mateusza Skalskiego z 2010 roku. Tym razem poznajemy jedną z podlaskich miejscowości, która niegdyś zamieszkiwana była licznie przez białoruską mniejszość. Dziś we wsi zostało niewielu starszych ludzi. Ich dzieci - podobnie jak we wcześniejszym dziele - wyjechali za pracą do miasta i nie zamierzają powrócić by zajmować się rolnictwem. Wielu z tych starych ludzi owdowiało i żyje samotnie. Nuda, bieda i apatia doskwiera im zwłaszcza zimą, kiedy zamknięci w domach rozpamiętują dawne czasy. Niektórzy szukają sobie zajęć, szydełkują i plotą siatki. To, co bez wątpienia różni rzeczywistość tych starszych ludzi od życia bohaterów filmu Gryczełowskiej wiąże się z brakiem bezpieczeństwa. Mimo, że tu mieszkańcy nie zostali pozbawieni własnych domów i żyją w tym miejscu od urodzenia, to każdy z nich boi się obcych, zamyka w domu i prawie nie wychodzi na zewnątrz, nie odwiedza sąsiadów. Ich poczucie odosobnienia jest więc jeszcze bardziej dotkliwe. Jednocześnie jawnie do kamery mówią o swoim trudnym życiu, o samotności i braku zajęcia. Ich jedyną rozrywką jest przyjazd samochodu z pieczywem, na który każdy mieszkaniec z niecierpliwością wyczekuje. Czasem nie przyjeżdża w umówiony dzień i wtedy wypatrują go każdego następnego dnia. Samochód staje się więc tym samym, czym była studnia dla mieszkańców „wioski spokojnej starości”. Tylko dzięki niemu ludzie wychodzą z domu, mają kontakt ze światem zewnętrznym i zamieniają ze sobą kilka zdań. Przyjazd piekarni jest chwilowym oderwaniem od szarej, nudnej rzeczywistości, w której każdy dzień wygląda tak samo.

W obu dziełach bardzo istotne są zdjęcia, które poruszają i budują niezwykłą atmosferę obu miejsc. W przypadku „Studni” autorem zdjęć był Cezary Makowski, który w czarno-białym obrazie zawarł niezwykłe, ludzkie portrety. Każdy z bohaterów mówi wprost do kamery, siedząc wygodnie opowiada swoją historię. Z kolei kolorowe zdjęcia Skalskiego i Mateusza Wołoczka są bardziej intymne, dominują zbliżenia. Często słyszymy wypowiedzi z offu, na tle jakichś zdarzeń czy wykonywanych czynności. Inny jest również krajobraz. Makowski skupia się na starych, opuszczonych, niszczejących domach, które z jednej strony stanowią symboliczną analogię do życia bohaterów, a z drugiej są nieodłączną częścią tego fragmentu świata. Skalski i Wołoczko mają do dyspozycji krajobraz zimowy, który mimo piękna podkreśla surowość warunków życia i wyludnienie tego miejsca, do czego odwołuje się bezpośrednio tytuł filmu.

Warto  dodać, że temat starych ludzi żyjących samotnie na wsiach, poruszany był także przez innych twórców. Jednym z przykładów może być, równie poruszający obraz Ireny Kamińskiej z 1978 roku pt. „Piękna, mroźna polska zima”. Reżyserka opowiedziała w nim o losie starych rolników, których dzieci pozostawili zupełnie samych na wiejskich gospodarstwach. W rezultacie zmuszeni zostają do wegetacji w zimnych, zniszczonych domach, lub zamieszkania w domu starców.

 Magdalena Ciesielska