BYĆ SZCZERYM WOBEC SIEBIE - ROZMOWA Z WIELANDEM SPECKIEM

Wieland Speck od 1992 roku jest kuratorem sekcji Panorama na Festiwalu Filmowym w Berlinie. Na 55. Krakowskim Festiwalu Filmowym przewodniczył Jury Międzynarodowego Konkursu Dokumentalnego.

Dawid Myśliwiec: Który raz gości Pan na Krakowskim Festiwalu Filmowym i jak podoba się Panu tegoroczna edycja?

Wieland Speck: To mój pierwszy raz na festiwalu i mam jak najlepsze odczucia. Festiwal jest wspaniale zorganizowany, a filmy są naprawdę warte oglądania. Mimo że Kraków nie leży szczególnie daleko od Berlina, jestem tutaj po raz pierwszy, dlatego staram się także podziwiać miasto.

Jaka jest najmocniejsza strona tego festiwalu?

To bardzo żywy festiwal, bierze w nim udział mnóstwo młodych ludzi. Mimo że zbiegł się z przepiękną aurą, która nigdy nie jest sprzymierzeńcem kina, także w ciągu dnia w seansach uczestniczy wielu widzów, a przecież często są to filmy bardzo wymagające. Zwykle dokumenty są trudniejsze w odbiorze niż fikcja – nawet jeśli na ekranie widzisz coś strasznego, fikcja pozostaje fikcją, dlatego oglądanie wielu filmów dokumentalnych podczas festiwalu na pewno jest bardziej wyczerpujące. Po publiczności jednak wcale tego nie widać.

Jest Pan kuratorem sekcji Panorama na festiwalu Berlinale, w której znaleźć można zarówno dokumenty, jak i filmy fabularne. Jak ważny jest w niej część dokumentalna?

Jest ważna, ale w nieco inny sposób niż fabularna. Podczas Panoramy pokazuję ok. 50 filmów i jedna trzecia z nich to dokumenty. W tej sekcji skupiamy się na filmach robionych dla kina, dlatego szukamy dokumentów, które mogłyby konkurować na dużych ekranach z filmami fabularnymi. To bardzo ważny element sekcji – w połowie lat 90-tych uruchomiłem nawet specjalną podsekcję Panorama Documentary (w Panoramie są trzy takie subsekcje). Mimo że uważam, że rodzaj dzieła nie ma znaczenia – dobry film to dobry film – chciałem, by ludzie z branży w Berlinie mogli przyjrzeć się dokumentom. Starałem się rozszerzyć ich perspektywę i sprawić, by zauważyli, że film dokumentalny także może być atrakcyjny dla widzów. Mogę powiedzieć, że odnieśliśmy sukces na tym polu.

Czym konkretnie był ten sukces?

Wprowadziłem na Berlinale system, w którym dokumenty wyświetlane są zawsze o 17:00, a więc po zakończeniu branżowej części dnia, ale jeszcze przed wieczornym programem. Pomysł ten chciałem przenieść także na zwykłe kina, które najczęściej nie wyświetlają filmów o tej godzinie. System spodobał się właścicielom kin, którzy właśnie w ten sposób zaczęli układać repertuary i działają tak do dziś. Nie mówi się o tym zbyt wiele, gdyż filmy dokumentalne naprawdę znalazły swe miejsce w kinowych repertuarach.

Czy dostrzega Pan coś, co warto byłoby przenieść z Krakowskiego Festiwalu Filmowego do Berlinale?

Trudno powiedzieć, gdyż podczas Berlinale według mnie już teraz dzieje się zbyt wiele. Im więcej nowych wydarzeń branżowych ma miejsce wokół program, tym bardziej purystyczne jest moje podejście. Nie organizuję nawet jednego panelu dyskusyjnego! Uważam, że młodzi ludzie, zanim zaczną networking w branży i rozpoczną proces tworzenia filmu, powinni sami oglądać filmy! To jest moje podejście. Ale mogę sobie na nie pozwolić właśnie dlatego, że na Berlinale dzieje się tak wiele.

Wspomniał Pan o tym, że dokumenty znalazły swoje miejsce w przemyśle kinowym. Jak według Pana rysuje się przyszłość dokumentu? Pamiętam rozmowę z programerką jednego z europejskich festiwali filmów dokumentalnych, podczas której powiedziała ona, że przyszłość dokumentów nie wygląda dobrze w zakresie produkcji, ale dużo bardziej obiecująco prezentuje się zaangażowanie widzów. Zgodzi się Pan z tą wypowiedzią?

Odpowiem z perspektywy procesu selekcji, który według mnie jest znaczniej trudniejszy w przypadku dokumentów niż fabuł. Jest tak częściowo dlatego, że dziś niemal każdy ruchomy obraz, który nie jest stricte fabularny, uznawany jest za film dokumentalny. Dlatego mamy olbrzymią liczbę filmów, które musimy nie tylko obejrzeć, ale też przetrawić i sprowadzić do formatu, który pozwoli na pokazanie ich ludziom z branży i widzom. Nie dostrzegam poważnych problemów produkcyjnych, poza pewnymi typowymi przeszkodami, które stoją przed każdym filmowcem, ale w związku z tym, że mamy dziś na tej planecie więcej filmowców niż kiedykolwiek, trafienie z dziełem do odbiorców musi stawać się coraz trudniejsze. Kamery są coraz mniejsze i tańsze, proces produkcji upraszcza się, a sytuacja ta ma zarówno zalety, jak i wady. Dziś trudno o przyjęcie precyzyjnych kryteriów podczas selekcji. Czasami ludzie pytają mnie o to, czego szukam podczas selekcji filmów do Panoramy, a ja naprawdę nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Sam ma Pan doświadczenie reżyserskie. Czy potrafiłby Pan udzielić jakiejś rady początkującym filmowcom?

Muszę odpowiedzieć wprost: nie. Nie, dlatego że każdy ma swoje pragnienia, fantazje, demony, nad którymi może pracować, a każdy film to w pewnym sensie praca nad samym sobą, chyba że zajmujesz się np. wyłącznie komercyjną pracą w telewizji. Nie ma dobrej rady, gdyż nie ma przepisu na życie, a więc i przepisu na film. Mógłbym powiedzieć jedynie: bądź szczery wobec siebie, jeśli chcesz dostać się kiedyś do Panoramy na Berlinale (śmiech).

Nie mogę oczywiście pytać Pana o konkursowych faworytów przed ogłoszeniem werdyktu jury, ale być może w innych sekcjach odnalazł Pan coś, co wywarło na Panu szczególne wrażenie?

Nie widziałem wiele oprócz filmów z konkursu międzynarodowego - oglądam od 4 do 6 filmów dziennie, więc brakuje czasu na cokolwiek innego. Poza tym jeśli jesteś członkiem jury jednej sekcji, a oglądasz filmy z innej, po pewnym czasie tytuły mieszają Ci się w głowie i trudniej jest dokonać wyboru. Dlatego też staram się stosować swoje purystyczne podejście także w tym przypadku, zwłaszcza, że tym razem jestem przewodniczącym jury i muszę mieć wszystko pod kontrolą. To wspaniałe – o dziwo wyłącznie męskie! – jury, które wykonało bardzo owocną pracę. Mam nadzieję, że będziecie Państwo zadowoleni z jej rezultatów.

 

fot. Tomasz Korczyński