WARTO PORTRETOWAĆ LUDZI, KTÓRZY DAJĄ ŚWIATU COŚ DOBREGO – WYWIAD Z WOJCIECHEM STARONIEM
Dziś rozpoczyna się 58. edycja prestiżowego DOK.Leipzig. Jednym z polskich reprezentantów na tegorocznym Festiwalu w Lipsku jest najnowszy film Wojciecha Staronia „Bracia”, który powalczy o laur w Międzynarodowym Konkursie Pełnometrażowych Filmów Dokumentalnych. Zapraszamy na wywiad z autorem film.
Daniel Stopa: Ostatni raz rozmawialiśmy o „Braciach”, kiedy przystępowałeś do montażu. Pamiętam, że opowiedziałeś mi wielowątkową historię braci Kułakowskich, obejrzałem fragmenty materiałów archiwalnych i obrazy młodszego z braci. Dysponując tak dużą ilością materiału, jaki klucz obrałeś do opowiedzenia tej historii?
Wojciech Staroń: Kiedy zacząłem uczestniczyć z kamerą w życiu braci Kułakowskich, wiedziałem o nich bardzo dużo, znaliśmy się dobrze. Jednocześnie tworzyłem w głowie opowieść, zainspirowaną obserwacją ich życia. Można „Braci” nazwać dokumentem, ale wydaje mi się, że to określenie spłaszcza bardzo historię filmu, taka etykieta ogólnie upraszcza rozumienie filmu. W moim odczuciu „Bracia” mają więcej cech kina fabularnego niż dokumentalnego, bo ten film ma silne postaci, konsekwentną strukturę dramaturgiczną i formalną. Niestety, od większości filmów dokumentalnych takiej konsekwencji się nie wymaga.
Długie lata spędzone z kamerą u braci Kułakowskich i na montażu to był proces pisania opowieści, poszukiwania tej nadrzędnej sprawy, uniwersalnego przekazu, którym w końcu wydało mi się braterstwo, a także poszukiwanie przez braci piękna w życiu.
Wspomniałem o archiwalnych materiałach. Mieczysław Kułakowski zapisał na taśmie 8 mm i 16 mm dużą część życia rodzinnego w Związku Radzieckim. Sposób, w jaki wykorzystałeś te materiały, jest niebywały. Osłabiając ich czysto informacyjną wymowę, nadałeś im osobowości, tchnąłeś w nie nowe życie…
Archiwalne filmy były zarówno piękne jak i stanowiły bardzo trudną materię do zafunkcjonowania, życia w całości filmu. Od początku chciałem, aby opowiadały o emocjach, poszerzały przestrzeń czasową, w której żyją bohaterowie, ale nie opisywały, informowały czy czysto tłumaczyły. Ich rolą w filmie jest przeżywanie przeszłości.
Te filmy przynależą bardziej do Mieczysława. Z kolei malarstwo to żywioł Alfonsa. Alfons malował codzienność, a Mieczysław ją filmował. To zestawienie pozwoliło mi zrozumieć ich różne podejście do życia. Każdy z nich tak samo intensywnie przeżywał życie i odbierał świat, ale inaczej reagowali, inne rzeczy były dla nich istotne: dla Alfonsa sztuka, dla Mieczysława codzienność, rodzina, brat. Zestawienie tych dwóch różnych faktur, malarskiej i filmu amatorskiego, pracuje nie tylko na strukturę całości, ale przede wszystkim ukazuje świat wewnętrzny braci.
Rozmawiamy o eliminacji w przypadku materiałów archiwalnych, ale trzeba podkreślić, że tej eliminacji warstwy informacyjnej poddany został niemalże cały film…
Realizacja tego filmu to był ciągły proces eliminacji – wątków, materiałów, wydarzeń, akcji, oszczędne kadrowanie, ograniczenie dialogów, minimalistyczny i sugestywny dźwięk. Chodzi o pewną prostotę, odrzucenie warstwy czysto informacyjnej na rzecz emocji. Dla mnie dobry film to strumień emocji bohatera, w którym możemy się zatopić i przeżywać razem z nim jego życie.
Twoi bohaterowie są pełni życia i pasji, mimo że ich losy, sybiraków i wiecznych uchodźców, rozegrały się na styku trudnej i traumatycznej historii XX w. To nie pierwszy twój portret filmowy ludzi, którzy niosą dobro i nadzieję, mimo trudnej rzeczywistości wokół…
Zawsze wydawało mi się, że jeśli tyle czasu i siły poświęca się na zrobienie filmu, warto portretować ludzi, którzy dają światu coś dobrego, pozytywną energię, portretować ludzi, którzy noszą w sobie światło mimo trudnych czasów, traumatycznych przeżyć i doświadczeń. Interesuję mnie, w jaki sposób ci ludzie wydobywają optymizm z sytuacji beznadziejnych. To właśnie ta ich siła powoduje, że takie postaci są magnetyczne i przyciągają widzów przed ekrany.
Konfrontowałeś już „Braci” z publicznością na pokazach na Festiwalu w Locarno i w Warszawie. Jakie masz wrażenia z tych spotkań?
I w Locarno, i w Warszawie publiczność niesamowicie zżyła się z bohaterami, bardzo przeżyła ten film. Dla mnie to był dowód, że ta minimalistyczna forma zadziałała, a także jasny sygnał, że ludzie potrzebują historii o uniwersalnych przeżyciach, doświadczeniach, które są wspólne dla wszystkich. Jedna z osób podziękowała mi mówiąc, że teraz mniej boi się śmierci. Zadziwiająca moc działania, bo przecież w filmie nie ma śmierci.
Patrząc na twoje filmy dokumentalne, próbuję określić cię jako autora kina dokumentalnego. Chyba bliżej ci do „cierpliwego” oka niż inscenizacji czy ingerencji w filmowaną rzeczywistość. Twoje kino to filmy czekania, obserwacji, cierpliwości?
Dla mnie każdy film, dokument czy fabuła – choć tego podziału używam tylko na potrzeby twojego pytania – zaczyna się od potrzeby postawienia kamery w celu zarejestrowania fenomenu życia. To życie przepływa obok nas i mam potrzebę zatrzymania go, ale w taki sposób, aby nadać mu harmonię. Tak, myślę że ta potrzeba harmonii pcha mnie do postawienia kamery, która cierpliwie patrzy, szuka i potrafi się zachwycić.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.
Rozmawiał Daniel Stopa