"ŻYCIE ZA MUREM" - ROZMOWA Z MICHAŁEM HYTROSIEM O FILMIE "SIOSTRY"

„Siostry” Michała Hytrosia, laureata Srebrnego Smoka dla najlepszego krótkometrażowego filmu dokumentalnego na 58. Krakowskim Festiwalu Filmowym, już niedanwno były prezenyowa na festiwalach Message to Man, Valledolid IFF, a już niedłyugo na DOK Leipzig i Budapest IDFF. Z reżyserem filmu rozmawia Barbara Rusinek.

Jesteś wierzący?

Wyszedłem z rodzinnej wioski z katolickim backgroundem. Po wyprowadzce do Warszawy zacząłem stykać się z różnorodnością opinii, z ludźmi którzy podejmują dyskusję. Dzięki temu sam zacząłem zadawać pytania i odkryłem, że świat nie jest zero-jedynkowy. Wierzę, ale nie wiem w co, nie potrafię tego nazwać. Nie praktykuję, nie jestem religijny. Szukam. Z tych poszukiwań zrodziły się „Siostry”.

Musiałeś odpowiedzieć na takie pytanie przed realizacją zdjęć w klasztorze?

Siostra przełożona wyszła z założenia, że jestem wierzący, bo znała moją rodzinę i mnie z dzieciństwa. Kiedy powiedziałem, że od czasu wyjazdu trochę się u mnie pozmieniało, stwierdziła „no wiem, widać przecież, że jesteś pogubiony”. Trafiła, ale nie próbowała mnie indoktrynować. Siostry zakonne mają zupełnie inne podejście niż księża, są skupione na swojej wierze, a nie na tym żeby komuś cokolwiek narzucać. Benedyktynki ze Staniątek żyją po swojemu, w zamknięciu, ale nie w oderwaniu od świata. Podczas zdjęć i naszych rozmów praktycznie nie padało słowo Bóg. Pod koniec zdjęć zapytałem siostrę przełożoną, jak to możliwe, że przez cały ten wspólnie spędzony czas nie poruszyła tematu Absolutu. Jej odpowiedź mnie rozbroiła „chcesz wierzyć to wierz, nie chcesz to nie, ja nie będę gadać o czymś, co jest”. Dla niej i innych sióstr ważniejsza od światopoglądu była wzajemna ciekawość. Ja wypytywałem o ich przeszłość, one były zainteresowane moją przyszłością. „Siostry” zawiesiły się gdzieś pomiędzy, w teraźniejszości.

Co ciekawego pogubiony 23-latek odnalazł w klasztorze benedyktynek, w pobliżu którego spędził większość swojego życia?

Niesamowite historie! Przy porannej kawie jedna siostra zaczęła wspominać wigilię na Syberii, podczas której rodzina oddała ją za worek ziemniaków i bańkę mleka bezdzietnemu rosyjskiemu oficerowi. W ten sposób chcieli się uratować. Słyszysz taką historię i jesteś w szoku, a jednocześnie chcesz poznać swoje bohaterki jeszcze bliżej. Słuchając ich wspomnień z młodości, m.in. o mężczyznach i miłościach zrozumiałem, że ich droga do zakonu nie była tak prosta jak mogłoby się wydawać. Pomarszczone, zakutane w habity staruszki pokazywały mi zdjęcia, z których spoglądały na mnie śliczne, pięknie ubrane młode dziewczyny. Postanowiłem, że muszę pokazać je jako ludzi, jako kobiety, dopiero gdzieś na końcu jako zakonnice.

Nie żałujesz, że te historie sprzed lat nie weszły do filmu?

Nie. One były potrzebne, bo dzięki nim poznałem siostry i zrealizowałem film, ale nie chciałem „gadających głów”. Chciałem odczarować stereotyp klasztoru, przedstawić siostry bez zadęcia, mistycyzmu i dystansu. Przed realizacją niektórzy wątpili w mój pomysł zapowiadając, że to będzie druga „Wielka cisza” Philipa Gröninga, bo klasztory są takie jak on przedstawił. A ja wiedziałem, że akurat ten klasztor jest inny. Musiałem tylko zyskać zaufanie sióstr, zaprzyjaźnić się z nimi, by pozwoliły mi pokazać, jakie naprawdę są.

Zaskoczyła Cię jakaś reakcja widzów na „Siostry”?

Ludzie są naprawdę zainteresowani filmem i jego realizacją. Zastanawiają się, dlaczego dana scena jest w tym a nie innym miejscu, czy ich interpretacja jest dobra. Czasem spostrzeżenia widzów otwierają mi oczy na rzeczy, które zrobiłem nieświadomie. Niektórzy zwracają uwagę na scenę, w której postawiliśmy kamerę w miejscu ołtarza. Część z widzów była tym oburzona, bo jak to, kamera w miejscu przeznaczonym dla tabernakulum? Inni byli tą sceną wzruszeni. Zdarza się też, że widzowie opowiadają mi swoje historie, jak byli w zakonie albo rozważali wstąpienie do niego. Rozmowy z publicznością wychodzą poza ramy filmu i to jest dla mnie niesamowite. Film jest dla nich tylko zapalnikiem do prywatnych przemyśleń. Jeden pan powiedział, że po scenie gry w scrabble, gdy starsza siostra zapytała: „kto w końcu wygrał, kto przegrał?”, zastanowił się czy on w życiu coś wygrał, czy przegrał. Powiedział to i odszedł, a mnie zamurowało.