WYWIAD Z JAKUBEM PIĄTKIEM – AUTOREM FILMU „ONE MAN SHOW”

Zapraszamy do czytania wywiadu z Jakubem Piątkiem, który opowiada o swoim najnowszym filmie dokumentalnym, prezentowanym na 54. Krakowskim Festiwalu Filmowym - „One Man Show”.


Dawid Myśliwiec: Po obejrzeniu Twojego filmu trudno chcieć zostać aktorem. Ty chciałbyś?


Jakub Piątek: Nie! Kompletnie się do tego nie nadaję. Nie mam też potrzeby bycia w centrum, było i jest mi dobrze po drugiej stronie kamery. Mam nadzieję, że nasz film nie będzie spełniał tylko funkcji straszaka dla rodziców, którzy woleliby widzieć ich dzieci na zarządzaniu albo prawie.

Dlaczego akurat Marcin Sitek?

Trochę jesteśmy na siebie skazani. Marcin sam się zgłosił do mnie z innym pomysłem na film dokumentalny, w którym siebie obsadził w roli inicjatora - centralnego bohatera. Tamten pomysł mnie nie poruszył, ale to, co zadziałało, to rodzaj samobójczego lotu i dla Marcina i dla mnie. Do tego miał już wybranego producenta!
Poza tym wszystkim miałem wrażenie, że Marcin jako bohater skupia w sobie kilka płaszczyzn i problemów, które mają moi znajomi, ja, a idąc dalej – pewnie także widzowie.

Jak Marcin zniósł pracę nad filmem? Często przyznaje się w nim do nie najlepszej sytuacji życiowej.

To był długi proces. Po tym czasie znamy się bardzo dobrze. Oswoiliśmy aktora z filmem dokumentalnym. Ponadto ten proces był też terapeutyczny dla bohatera.
Przez to, że Marcin jest aktorem, a nie osoba cywilną, a do tego jest ochotnikiem, mogliśmy sobie pozwolić na trochę więcej.

Chciałeś tym filmem pomóc Marcinowi?

Pomoc w sensie: sława, pieniądze i szczęście? To jest kompletnie poza moimi zasięgiem. Moim zdaniem ten rodzaj zmiany czy pomocy jest nieosiągalny dla filmów, a bliższy programom typu talent show, od których chcieliśmy się oddalić. To nie jest 50-minutowe demo aktorskie - to film o człowieku. Oczywiście Marcin ma też swoją stawkę związaną z filmem, ale jak sam przyznaje ryzyko jest małe zważywszy na punkt początkowy.

Miałem raczej na myśli zwrócenie uwagi na jego talent, osobowość. Nie zagwarantujesz mu angażu do wielkiej roli, ale może pokazałeś go jako interesującego artystę?

Oczywiście, to jest film opowiadany przez niego i o nim. Jestem przekonany, że nie robi mu krzywdy, że pokazaliśmy prawdziwy obraz Marcina jako aktora i człowieka w danym momencie życia. Być może to kogoś przyciągnie, być może nie, tego nie wiemy. Nie była to główna motywacja realizacji filmu. Pytanie też czy ewentualna propozycja sprostałaby oczekiwaniom naszego bohatera...

Czasami kręcisz Marcina tak, jak Orson Welles Charlesa Fostera Kane’a – z dołu, pokazując wielkość swojego bohatera. To Twój sposób na powiedzenie, że każdy może być kimś?

Nie jestem pewny czy prawdziwe jest zdanie z filmu: „Wszystko można, wszystko można. Trzeba tylko chcieć!”. Wydaje mi się, że ktoś nam to zasugerował. Może w reklamie, telewizji, książkach? Żyjemy w czasach propagandy sukcesu, chcemy o wiele więcej i szybciej niż nasi rodzice czy dziadkowie. Tyle że w życiu jest tylko kilka ról pierwszoplanowych do obsadzenia – pytanie czy dobrze nam będzie w roli statysty.

Czekałem na końcowe napisy w stylu „Marcin nadal pracuje w aktorstwie. Otrzymał rolę w filmie XYZ, nadal pracuje sezonowo w Norwegii, itp.” Nie chciałeś informować widzów o wpływie filmu na życie Marcina?

Sama realizacja filmu nie zaburzyła rzeczywistości, jeśli coś się zmieni, to dopiero teraz. Marcin nie otrzymał roli w ważnym filmie, nie wiem nawet jaki to miałby być film, czy kiedyś taki powstanie.
Dramaturgicznie interesowało mnie opowiadanie o życiu w pętli, z końcem, który jest takim niesłodkim ciastkiem, ale smakuje inaczej niż na początku.

W swoim debiucie opisywałeś matkę osadzonego, tym razem wszedłeś głęboko w prywatne życie Marcina. Twoi bohaterowie nie boją się takiej ingerencji w prywatność, pewnego rodzaju ekshibicjonizmu?

To są dwa przeciwne bieguny: Janina i Marcin. Praca nad filmem to zawsze jest dłuższy proces, razem badamy gdzie leżą granice. Poza tym to jest wymiana - oni są bardzo blisko mnie, przekraczają też moja strefę prywatną.
Nie uważam jednak, że jest to ekshibicjonizm. Oni pozwalają fotografować swoje życie, bo widzą w tym sens. Jakiś większy cel, być może ich życie kogoś poruszy, komuś pomoże.
W przypadku Marcina to też bardzo odważny krok. On nie jest bezbronny, wie jakie są mechanizmy rządzące branżą filmową, jak to wszystko działa. W trakcie zdjęć część kolegów-aktorów stukała się w głowę, pozostała część śmiała się z niego i z nas, kompletnie nie rozumiejąc dlaczego podążamy z kamerą akurat za Marcinem, czemu interesują nas bardziej kulisy, a nie sam spektakl.
Dla Marcina rola w filmie dokumentalnym o nim samym to chyba największe dotychczasowe osiągnięcie.

Smutne to czy przewrotne?

I smutne i przewrotne. Słodko-gorzkie. Tak powinno smakować.

Rozmawiał Dawid Myśliwiec