WYWIAD Z PIOTREM KIELAREM – PRODUCENTEM FILMU „MIŁOŚĆ”
9 sierpnia rozpoczęła się kinowa dystrybucja filmu „Miłość” Filipa Dzierżawskiego. Zapraszamy do czytania wywiadu z Piotrem Kielarem, producentem „Miłości”, który na tegorocznym Krakowskim Festiwalu Filmowym otrzymał nagrodę dla Najlepszego Producenta Polskich Filmów Krótkometrażowych i Dokumentalnych.
Daniel Stopa: Jeszcze przed 53. KFF Filip Dzierżawski przyznał, że bardzo trudno zdobywało się środki na realizację „Miłości”. Jak to możliwe, że długo nikt nie chciał wesprzeć filmu z tak wciągającą historią, z tak wyrazistymi bohaterami…
Piotr Kielar: Kiedy Andrzej Wojciechowski (operator obrazu) poprosił mnie o wsparcie techniczne przy zdjęciach do „Miłości”, zdziwiłem się, że takim tematem nie zainteresował się jeszcze żaden producent. Niedługo po tym chłopaki zaproponowali mi wyprodukowanie „Miłości” i bardzo się ucieszyłem, bo uznałem, że na film o tytułowym zespole bardzo łatwo uzyskamy potrzebne środki. Doskonały temat, wielki potencjał dramaturgiczny, muzyczny, bohaterami są znani artyści, a dorobek zespołu jest niekwestionowany – myślałem, że to wystarczy.
Ale nie wszyscy tak myśleli. Filip wspomniał, że Studio Munka i PISF odrzuciły projekt…
Studio Munka nie zainteresowało się pomysłem Filipa, ale to było zanim zaangażowałem się w produkcję, szczegółów więc nie znam. PISF też odrzucił projekt, mimo bardzo pozytywnych opinii ekspertów. Nasze odwołanie od decyzji Dyrektora Instytutu nic nie dało. Do dziś nie wiem dlaczego.
Może PISF obawiał się, że reżyser-debiutant sobie nie poradzi?
„Miłość” zrealizowali debiutanci, ludzie o sporym doświadczeniu w branży, lecz bez pełnometrażowego dokumentu na koncie. Dla reżysera, operatora, montażysty, dźwiękowca, kierownika produkcji i producenta był to pierwszy pełny metraż w dorobku. Podejrzewam, że mimo realizacji ponad 250 produkcji telewizyjnych i filmowych, nie byłem dla PISF-u wystarczająco wiarygodny, z kolei dla TVP, która od lat obdarza mnie zaufaniem jako producenta, fakt, że reżyser jest debiutantem i projekt nie ma wsparcia PISF-u wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem.
Ale ktoś jednak wam pomógł?
Muszę tu wspomnieć, że dość wcześnie otrzymaliśmy wsparcie od TVP Kultura w postaci materiałów archiwalnych, a władze TVP2 w końcu zdecydowały się wejść w koprodukcję, ale dopiero na etapie późnej postprodukcji. Wtedy było już widać, że będzie to świetny film. Dość wcześnie udało mi się zdobyć zaufanie Narodowego Centrum Kultury dla tego filmu, choć pieniądze pojawiły się także bardzo późno. Mimo że wkład finansowy koproducentów nie przekroczył 20% budżetu filmu, to bez tych pieniędzy „Miłość” mogłaby powstawać jeszcze bardzo długo. A ludzka wytrzymałość ma przecież swoje granice...
Ci debiutanci, o których pan wspomniał, mieli tę wytrzymałość, kierowali się pasją, za wszelką cenę dążyli do celu…
Tylko ludzie, których uwiódł temat, ludzie związani z osobą reżysera lub producenta mogli zgodzić się na pracę metodą spółdzielczą, gdzie wypłata honorariów jest całkowicie uzależniona od sukcesu komercyjnego filmu, gdzie trzeba się liczyć z ogromną pracą – i to w trudnych warunkach – której jedynym wynagrodzeniem będzie satysfakcja stworzenia filmu wybitnego, filmu na ukochany temat. Najlepszym przykładem jest tu Rafał Szymański (kierownik produkcji) i Wojtek Rawecki (montażysta), ludzie, których intensywna praca nad filmem trwała latami.
A może brak środków i trudny sposób pracy – paradoksalnie – pomógł filmowi. Pracowali nad nim tylko najwytrwalsi, ci, którym zależało, było ciężko, ale nie trzeba było uczestniczyć w licznych kolaudacjach, zmieniać filmu pod wymogi koproducentów. „Miłość” powstawała długo, ale jest dokumentem wybitnym…
Bardzo się cieszę, że udało nam się zrobić taki film, lecz nie uważam, że takie warunki pozytywnie rzutują na produkcję. Gdybyśmy mieli więcej środków i pojawiłyby się one od razu, film byłby jeszcze lepszy i zobaczylibyśmy go przynajmniej rok wcześniej. Rażącym efektem tak przewlekłej realizacji jest obecne zniechęcenie Filipa Dzierżawskiego do reżyserowania dokumentów. Mam jednak nadzieję, że mu przejdzie i jego talent nie będzie się marnował.
No to może skończmy już z niemiłą przeszłością. Teraz jest wielki sukces, nagrody na 53.KFF, udział w ważnych festiwalach i dystrybucja kinowa. Co dalej?
Spełniło się moje najważniejsze marzenie – 9 sierpnia Gutek Film rozpoczął dystrybucję kinową „Miłości”. Obecnie, dzięki wsparciu TVP i Krakowskiej Fundacji Filmowej, film jest wysyłany na festiwale za granicą, ostatnio dostał się do konkursu na londyńskim Raindance. Mimo że film został faktycznie ukończony w maju 2013, w napisach końcowych ma rok 2012 - to był wymóg jednego z koproducentów, który obecnie bardzo ogranicza obieg festiwalowy. Dlatego podejmę jeszcze jedną inicjatywę. Ubiegam się o dotacji z PISF-u na promocję zagraniczną, która przedłuży istotnie okres pokazów kinowych filmu poza Polską o kolejne dwa lata. Będą to pokazy specjalne, organizowane we współpracy z Instytutami Polskimi oraz pokazy okazjonalne, związane z zagraniczną działalnością muzyczną bohaterów filmu. W marcu przyszłego roku planuję wydanie płyty DVD, kolekcjonerskiej edycji z soundtrackiem. Liczę na zainteresowanie melomanów, fanów i audiofilów.
A propos sukcesów, nie można zapomnieć też o nagrodzie KIPA dla Najlepszego Producenta Polskich Filmów Krótkometrażowych i Dokumentalnych, którą zdobył pan na tegorocznym KFF. Tę nagrodę przyznano po raz drugi. Czy to oznacza, że rośnie rola producenta w realizacji filmów dokumentalnych?
Ta nagroda to wyraz uznania ze strony środowiska producentów filmów dokumentalnych. Ich rola przy powstawaniu filmów wyraźnie rośnie. Obecnie żaden pełnometrażowy dokument nie powstaje w oparciu o jedną dotację czy jednego koproducenta. Zazwyczaj jest to skomplikowany montaż, który wymaga wiele zabiegów, zasobów i czasu. Jeszcze bardziej skomplikowane są koprodukcje międzynarodowe, bo brak wystarczających środków na produkcję filmu wymaga większej pomysłowości od producentów i sięgania po niekonwencjonalne rozwiązania – kwalifikację kosztów dewelopmentu do produkcji (jeśli oczywiście dostaniesz taką dotację od któregoś z europejskich funduszy), stosowanie crowd sourcingu, głębokiej przedsprzedaży, metod warsztatowych i spółdzielczych, wiązania produkcji filmu z innymi bardziej komercyjnymi produkcjami tego samego producenta. Czasy prostych recept już się skończyły. Każdy projekt wymaga indywidualnej strategii.
Obecnie jestem na ukończeniu filmu fabularnego pt. „Satan Spa”, który powstaje jak na razie bez żadnej dotacji. Liczy się metoda realizacji i determinacja realizatorów. Producent to ten, który to wszystko połączy w skutecznie działający mechanizm.
Wspomniał pan, że dystrybucja kinowa to było największe marzenie. Dlaczego?
Dokumenty pełnometrażowe zaczynają pojawiać się w kinie, lecz jest to wciąż bardzo niewielki odsetek pokazywanych tytułów. I jeszcze mniejszy odsetek widzów. Pokazanie filmu dokumentalnego w kinie to prestiż dla producenta i większa wartość filmu, gdy przyjdzie go sprzedać do telewizji. Ale nie pieniądze. I o to się wszystko rozbija. Dystrybutorom po prostu się to nie opłaca. Dla tego tak ważną rolę odgrywają festiwale, które często są jedynym forum, na którym dane dzieło można zobaczyć, ale i tu nie jest zbyt różowo, bo festiwale konkurują ze sobą, bardziej chodzi im o własny prestiż niż propagowanie dobrego filmu.
Pozostaje Internet, do którego filmy przeciekają poza wiedzą i korzyścią dla tych, którzy je tworzą.
Byłoby dobrze gdyby powstał mechanizm promocji kultury, który wsparłby dystrybucję kinową wartościowych filmów dokumentalnych i skuteczne regulacje prawne, które wsparłyby legalną eksploatację takich filmów w Internecie. Bo publiczność kinowa i internetowa dla takich pozycji jak „Miłość” istnieje i mam wrażenie, że powiększa się.
W kinie dokument coraz częściej konkuruje z filmem fabularnym. Czy jest możliwe, by wychodził zwycięsko w tej konfrontacji? Na czym polega przewaga dokumentu? Czy może on porwać masową publiczność?
Dokument staje się bardzo groźnym konkurentem dla filmu fabularnego. Współczesne dokumenty wyglądają nieraz jak znakomite fabuły pod względem technicznym i pod względem sprawności narracyjnej a do tego ich treść dzieje się naprawdę – to jest właśnie ta przewaga. To bardzo dużo, lecz wciąż zbyt mało by film dokumentalny mógł skutecznie konkurować w kinie z fabułą. Ważne są oczekiwania publiczności, a te kształtują propozycje repertuarowe. Trudno rozstrzygnąć czy widz chodzi na to, co jest pokazywane, czy może pokazuje się to, co chciałby zobaczyć. Obawiam się jednak, że chodzi o to pierwsze.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.
Rozmawiał Daniel Stopa
[fotografia tytułowa: Tomasz Korczyński]