„NIEWIADOMA HENRYKA FASTA” NA 56. DOK.LEIPZIG – ROZMOWA Z AUTORKĄ FILMU
Film Agnieszki Elbanowskiej „Niewiadoma Henryka Fasta” Będzie miał swoją międzynarodową premierę na festiwalu DOK. Leipzig, który rozpocznie się już 28 października. Zapraszamy do lektury wywiadu z reżyserką, w którym mówi ona między innymi o kulisach powstawania filmu.
Daniel Stopa: Podobno już wcześniej znała pani swojego bohatera. Jak się poznaliście? Kiedy dokładnie postanowiła pani, że zrobi o nim film?
Agnieszka Elbanowska: Pierwszy raz spotkałam Henryka na jednej z warszawskich imprez kulturalnych. Recytował w kuluarach swoje erotyczne limeryki. Takich ludzi się nie zapomina. Dwa lata później brałam udział w programie dokumentalnym DOK PRO w Szkole Wajdy. Dostałam za zadanie realizację etiudy pod hasłem „miłość́”. Od razu pomyślałam o Henryku. Jeszcze zanim się z nim skontaktowałam, byłam przekonana, że opowiem o miłości pokazując jej brak, o miłości przez samotność. Okazało się jednak, że Henryk jest właśnie szczęśliwie zakochany i dzieli życie z trzydziestokilkuletnią kobietą. Razem z Pawłem Nadolnym (autorem zdjęć) poczuliśmy się niepewnie. Wchodziliśmy przecież z kamerą w życie obcego nam właściwie człowieka i nie wiedzieliśmy na ile możemy w nie ingerować i czy w ogóle powinniśmy je oceniać przez pryzmat własnych standardów, wyobrażeń o tym, co jest słuszne, szczere, bezpieczne.
Etiuda o miłości bez miłości wzięła w łeb, więc trzeba było nakręcić film o szczęśliwie zakochanym?
Nie do końca, bo teraźniejszość pozostawialiśmy samej sobie, a przedstawiliśmy sytuację minioną, kiedy Henryk poszukiwał jeszcze miłości w Internecie, umieszczając tam ogłoszenie matrymonialne. Bardzo szybko też zaprzyjaźniliśmy się z nim. Kiedy jego relacje z młodą towarzyszką życia skomplikowały się, poprosił nas o pomoc. I znów poczuliśmy się niepewnie, i to nie dlatego, że nagle znaleźliśmy się w środku miłosno-finansowej intrygi o zabarwieniu kryminalnym, ale ze względu na słowa, które wówczas Henryk do nas skierował. Kiedy wszystko zaczęło się walić, kiedy okazało się, że stracił pieniądze, powiedział nam, że jesteśmy mu bardziej bliscy niż jego dzieci. Przez kilka intensywnych dni żyliśmy w przeświadczeniu, że razem z Henrykiem ugrzęźliśmy w antycznej tragedii, z której nie ma dobrego wyjścia, jednak wszystko skończyło się happy endem: oszustka została odprawiona, pieniądze odzyskane. I to wszystko za sprawą dziarskiego Powstańca Warszawskiego, ale o tym można by długo opowiadać…
I pewnie nakręcić niejeden film. Wspomniała pani o tym, że bardzo zaprzyjaźniliście się z bohaterem. W jednym z wywiadów odwołuje się pani do twórczości Jacka Bławuta. Stworzenie bliskiej, ludzkiej relacji ze swoim bohaterem jest dla pani ważne w pracy?
To jest dla mnie najważniejsze. Kiedy jest między nami bliska relacja, wzajemne zaufanie, próba współodczuwania, to nie opowiadam już o świecie zewnętrznym, świecie, który funkcjonuje obok mnie, ale o świecie, którego jestem częścią, z którym jestem emocjonalnie związana. Oczywiście, podejście do bohatera to bardzo indywidualna sprawa i są na pewno twórcy, którzy działają w zupełnie inny sposób. Powoływałam się na Jacka Bławuta, bo oglądając jego filmy i śledząc kulisy ich realizacji, stwierdziłam że jego wrażliwość jest mi bardzo bliska. Również Leszek Ciechoński, z którym miałam okazję współpracować i który wiele mnie nauczył, jest całkowicie pochłonięty przez świat swoich bohaterów i ich historię.
Bliska relacja ze swoim bohaterem wiąże się też chyba ze sporą, szczególną odpowiedzialnością?
Zawsze jesteśmy odpowiedzialni za bohatera, bez względu na typ relacji jaka nas z nim łączy. W przypadku mojego filmu pojawiły się głosy, że jest bardzo blisko granicy ośmieszenia bohatera. Ale dlaczego jej nie przekroczyłam? Bo Henryk sam to wcześniej zrobił i to w sposób bardzo świadomy, bawiąc się formą. W jednej ze scen widzimy kopię Mona Lisy Leonarda da Vinci z twarzą… Henryka Fasta. W opowiadaniu erotycznym męskość bohatera zostaje w zaskakujący sposób zagrożona i to jest celowe, autoironiczne nawiązanie autora do własnych problemów zdrowotnych. Z kolei w limeryku „Rano przy goleniu”, Henryk w dość butny sposób stawia się ponad wszelką krytyką:
Z urodą moją nie wynoszę się,
Są przystojniejsi ode mnie, to się wie.
Lecz głupcy, co twarz moją ganią,
Bo wszędzie i zawsze będę ja stał za nią.
To twarze innych, z których drwię.
(Henryk Fast, Limeryki, Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2012)
A propos świadomości bohatera, odnosimy wrażenie, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że może być wykorzystywany przez innych. I choć nie raz się już sparzył, raczej nigdy nie przestanie poszukiwać miłości?
Na podobne pytanie Henryk odpowiedział mi: na błędach się człowiek mało uczy, jak powiedział pewien spadochroniarz. Chociaż sam woli określać się mianem Don Juan’a, to dla mnie – może wybaczy mi to stwierdzenie – jest raczej Don Kichotem miłości. On może stracić wszystko, ale nie nadzieję na realizację swoich odwiecznych marzeń. Czego można chcieć więcej? Ich spełnienia? Może niespełnione marzenia lepiej się prezentują? Może są mniej szkodliwe?
Mniej szkodliwe, choć ta pogoń pana Henryka za pragnieniami niesie też ból. Finałowa rozmowa bohatera z córką zmienia tonację filmu. Nagle spoglądamy na niego zupełnie innymi oczami, oczami które kryją żal. Czy trudno było podjąć decyzję o umieszczeniu tej sceny w filmie?
Jej realizacja, to był trudny moment. Odebrałam ją bardzo osobiście i potrzebowałam czasu, żeby nabrać do tego dystansu, żeby oddać bohaterom ich święte prawo do własnego zdania. W filmie pada wiele odważnych słów, mówi się o seksie, kupowaniu miłości, pojawiają się rysunki erotyczne, które krok po kroku prowadzą nas do zaskakującej kulminacji. Ale największą intymność osiągamy dopiero w ostatniej scenie. Nie ma w niej erotyki, która tak naprawdę może być tylko jedną z wielu masek. Jest za to najbardziej osobista prawda, jakiej możemy dotknąć. Może właśnie dlatego, że nie ma już formy, są realne emocje. Miałam świadomość, że w momencie, w którym dopuszczono nas do takiej rozmowy, nasza odpowiedzialność stała się jeszcze większa. Wiedziałam, że to jest absolutnie kluczowa scena, która musi zamykać całą opowieść, ale jednocześnie bałam się, że stworzę finał na kształt sądu ostatecznego, a mojego bohatera obsadzę w roli oskarżonego. Myślę, że udało się tego uniknąć i zakończenie niesie ze sobą rozgrzeszenie, bezwarunkową akceptację i oddanie.
Ta finałowa scena, prócz rodzinnego rozliczenia i oczyszczenia, daje także nadzieję, że coś między bohaterami się zmieni. Jak dziś wyglądają relacje bohatera z rodziną, jak potoczyły się jego losy. Skoro pan Henryk dostarcza tylu inspiracji, czy nie kołatały się myśli, by jeszcze pociągnąć tę historię?
Coś w rodzinnych relacjach drgnęło, bo Henryk skontaktował się z jedną z dwóch córek, z którą od dawna nie utrzymywał kontaktu. Planował nawet, by wybrać się na jej ślub. Oczywiście, tu pojawiła się myśl, żeby nakręcić drugą część filmu, ale na razie temat przycichł. Ostatnio świętowaliśmy jego urodziny. Teraz czekamy na wydanie kolejnej książki: po limerykach erotycznych przyszła kolej na krótkie opowiadania. Pomysłów mu nie brakuje, bo jak sam stwierdził, Henryk Fast się nie wyczerpuje.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.