Z NOTATEK FILMOWEGO DOKUMENTALISTY…
Po lekturze kilku książek Karabasza i o Karabaszu, idąc poniekąd jego tropem, postanowiłam wyłowić kilka „złotych myśli” polskiego mistrza sztuki dokumentu. Być może dadzą do myślenia…?
***
Opowiadając o jakimś dramatycznym fakcie, akcji, zdarzeniu – dokumentalista otrzymuje prawie gotową „oś” swego utworu, jest ona jakby wbudowana w samą materię. Jednak - na drugim krańcu – dokumentalista podejmuje czasem opowiadanie o nastrojach, skomplikowanych problemach, luźnych spostrzeżeniach – gdzie materia nie dostarcza żadnej „osi”, a nawet „spoiwa” dla utworu. Wówczas dokumentalista musi swój wątek narracyjny zbudować sam. Z czego?
Najkrócej: wynajdując w badanej i opracowywanej materii wątki (choćby najcieńsze) łączące ją i porządkujące. I te właśnie cienkie wiązania, umiejętnie eksponowane mogą z powodzeniem pełnić rolę owej „osi”. Będzie to akcja bardziej „wewnętrzna”, mniej widoczna niż ta „prawdziwa akcja”, jednak dla wrażliwego widza całkowicie wyraźna i odczuwalna…
***
Dokumentalista mówi: uciekam od fabularnej „bajki”. Słusznie. Jednak – ku czemu?
Najogólniej mówiąc, ku ciągowi subiektywnie uszeregowanych faktów i zdarzeń dziejących się na obszarze wybranego tematu. Co znaczy „subiektywnie uszeregowanych”? Znaczy to, że dokument nie jest kliszą rzeczywistości – jest autorskim wyborem, interpretacją fragmentu życia.
***
W fabule konstruować (trochę upraszczając) znaczy wyciągać konsekwencje z linii rozwoju konfliktu. To nie mało, jednak tylko tyle. W dokumencie konstruować to znaczy budować swoją własną wersję rzeczywistości. Z elementów dostarczonych przez tę rzeczywistość, opierając się na swojej wiedzy o „naturze” tematu, na swoim doświadczeniu, na swoim instynkcie…
Konstrukcja w dokumencie to nie zwykła układanka faktów, tak by „trzymały się kupy”. Konstrukcja to cudowne narzędzie, za pomocą którego dokumentalista ocenia rzeczywistość, daje wyraz swoim sądom i odczuciom. Inaczej mówiąc: interpretuje ją.
(Cierpliwe oko, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1979)
***
Rzeczywistość niczego nie podpowie. Jest ona bezkształtną i całkowicie obojętną magmą faktów, zdarzeń, ludzkich działań, sytuacji, nastrojów. Autor musi je dostrzec, wyłowić, zwartościować. I w jakiś –własny – sposób zorganizować…
***
W montażowni powstaje „nowa rzeczywistość”. Tworzymy ją każdym połączeniem ujęcia z ujęciem. Nawet w scenach najbardziej dosłownych i analitycznych działa prawo skrótu i kondensacji, inaczej bowiem film zamieniłby się w kalkomanię. Za tę nową rzeczywistość odpowiada autor. Budując swój film z fragmentów „prawdziwej” rzeczywistości, teoretycznie może wszystko. Poprzez ich układ w sceny, poprzez kompozycję materiału wewnątrz tych scen, poprzez całą warstwę dźwiękową – może wykorzystać te fragmenty na wiele różnych sposobów, dla wielu różnych celów. Czy ma jakieś ograniczenia?
Formalnie żadnych. Tak naprawdę, dokumentaliście granice wyznacza tylko jego zawodowa etyka, jego rzetelność wobec ukazywanych ludzi i spraw.
***
Kompozycja utworu. W dokumencie szczególnie ważna, bo najczęściej nie prowadzi nas żadna linia akcji lub logicznie następujących zdarzeń. Opowiadamy o „środowisku”, o „problemie”, o „sylwetce” człowieka” – a więc o obszarach bez wyraźnie wytyczonych ścieżek. Nasze tematy to jakby budowle bez wyraźnego szkieletu. Musimy go sami skonstruować, często tylko intuicyjnie, z wewnętrznym przekonaniem, że jest to konstrukcja dla naszego filmu właściwa…
(Odczytać czas, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi, Łódź 2009)
***
Odpowiedź na pytanie o społeczną funkcję kina jest niemalże banałem, bo filmy z natury powstają z jakiejś inspiracji lub potrzeby społecznej, z powodu istnienia spraw, które gdzieś „wiszą w powietrzu” albo na skutek konkretnego zdarzenia, które chciałoby się skomentować za pomocą filmu. Tak więc zawsze źródłem i punktem wyjścia jest jakaś funkcja społeczna, jakieś zagadnienie, pogląd czy uczucie, które chciałoby się przekazać ludziom w imię pewnej sprawy, większej niż tylko jednostkowa.
(Kino zwykłych ludzi – z Kazimierzem Karabaszem rozmawia Katarzyna Dąbkowska)
***
Kazimierz Karabasz – Więc gatunek [filmu dokumentalnego] zupełnie bez granic?
Krzysztof Kieślowski – Bez granic . Oczywiście – są dwie różne sprawy: co innego jest własna droga, moja, osobista, a co innego jest pogląd na to, co gdzieś się dzieje dookoła. Otóż patrząc na to, co się dzieje dookoła uważam, że właściwie tych granic nie ma. Że można właściwie wszystko zrobić…
Karabasz – Udając dokument?
Kieślowski – Udając albo nie udając.
Karabasz – No, „nie udając” to znaczy porzucając gatunek…
Kieślowski – Mam uczucie, że – jak na niego patrzeć – dzisiaj w ten gatunek da się wsadzić dużo więcej rzeczy niż nam się kiedyś wydawało. Że materiał nie musi być zebrany z tego, co jest dookoła. Że można wsadzić w niego swoich ludzi, swoje dekoracje, swoich aktorów nawet. Pod warunkiem tylko, że dramaturgia opiera się na tym, o czym mówimy – na rozwoju myśli.
Karabasz – Kryterium dla pana jest to, co organizuje materiał?
Kieślowski – Tak.
Karabasz – Gatunkowe?
Kieślowski – Tak, gatunkowe kryterium. Dlatego wydaje mi się, że pojęcie filmu dokumentalnego się bardzo rozszerzyło. Właśnie w ostatnich kilku latach…
(Bez fikcji – z notatek filmowego dokumentalisty, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1985)
[Wybór cytatów: Dominika Borkowska]