GRIT LEMKE O POLSKICH DOKUMENTACH I NIE TYLKO…

Odpowiedzialna za program festiwalu Dok Leipzig Grit Lemke już po raz kolejny przyjechała na Krakowski Festiwal Filmowy, by wśród wyświetlanych produkcji znaleźć perły, które zabierze ze sobą do Lipska. Nam opowiada między innymi o sytuacji kina dokumentalnego w Niemczech i magii polskich filmów.



Co dzieje się z filmami, które wygrywają DOK Leipzig? Wydajecie je na dvd, czy może wyświetlacie przy innych okazjach? Jak wygląda pofestiwalowe życie tych produkcji?

Grit Lemke: Przede wszystkim, każdego roku odwiedza nas 1.400 specjalistów i to głównie oni stanowią o pofestiwalowym życiu filmów, z których niemal każdy idzie potem z Lipska w świat. Oglądają je tutaj programatorzy międzynarodowych festiwali, redaktorzy zamawiający, dystrybutorzy, dziennikarze… Razem z naszymi partnerami z Doc Alliance publikujemy filmy na stronie www.docalliancefilms.com. Zapraszam!


Brała pani udział w spotkaniach Industry Drink, podczas których reprezentanci festiwali rozmawiają z producentami, reżyserami, dystrybutorami. Co może pani o tych spotkaniach powiedzieć? Czy kiedykolwiek odkryła pani wartościowy film, który nie był wyświetlany na żadnym festiwalu, ale kopię wręczono bezpośrednio pani?

G. L.: Industry Drink to wspaniała okazja, by spotkać się z kolegami w miłej, nieoficjalnej atmosferze. Przede wszystkim wymieniamy się kontaktami i informacjami, które inaczej trudno byłoby zdobyć. To także dobry sposób, by spotkać reżyserów wyświetlanych na festiwalu filmów. Te tytuły, które nie znalazły się w programie festiwalu, są często udostępnianie przez organizatorów na targach filmowych –  jest to czasem jedyna droga, by poznać ich autorów. I oczywiście otrzymać płytę z filmem. Co do drugiego pytania: tak, jeśli jest to coś zupełnie nowego albo jeśli jest to rough cut, czyli film  jeszcze w produkcji  (to najlepsze przypadki!)


W zeszłym roku powiedziała pani, że mogłaby wypełnić polskimi filmami cały międzynarodowy konkurs dokumentów krótkometrażowych. W „Leipziger Volkszeitung” czytaliśmy z kolei, iż polskie filmy wyróżniają się specyficznym charakterem pisma. Co czyni te produkcje wyjątkowymi? 

G.L.: Najlepsze (bo nie wszystkie) z nich nie są w formacie telewizyjnym, jak większość dzisiejszych dokumentów. Są też mocne od strony wizualnej, bardziej skupione na artystycznej narracji niż tłumaczeniu czegoś czy przekazywaniu informacji. Są bliżej bohaterów, przekraczają granice gatunkowe. Niektóre z tych filmów to po prostu magia!


Jak wygląda sytuacja filmów dokumentalnych w Niemczech? Czy można zobaczyć je w kinach, poza festiwalami?


G.L.: Liczba dokumentów, które można zobaczyć w kinach, zwiększyła się. Ta sytuacja została nawet ochrzczona mianem „boomu na dokument”. Co piąty wypuszczony w Niemczech film należy do tego gatunku. Jeżeli chodzi o filmy niemieckie, statystyki są nawet bardziej imponujące: tutaj dokumentem jest co trzeci. Oczywiście, liczby  nie oddają całej prawdy. Dokumenty rzadko osiągają sukces finansowy, wypuszczone w niewielu kopiach wyświetlane są tylko w kilku kinach studyjnych, niemal bez żadnej reklamy. Tym samym tak naprawdę zaledwie dwa procent widzów kinowych ogląda dokumenty. Nie wspominając już o ciągłym kurczeniu się czasu antenowego w telewizji i odmowach dofinansowania (co w Niemczech nie jest  częstym problemem). 



Z Grit Lemke rozmawiał Bolesław Racięski.