O FILMIE "POWROTY" KRZYSZTOFA KADŁUBOWSKIEGO
Najnowszy dokument Krzysztofa Kadłubowskiego „Powroty” może (delikatnie mówiąc) zaskoczyć widzów, którzy wydarzenia dotyczące katastrofy smoleńskiej śledzili w programach telewizyjnych.
Pomysł na film narodził się piętnastego kwietnia ubiegłego roku, kiedy osoby zgromadzone na warszawskim Okęciu wyczekiwały na samolot z ciałami ofiar tragedii pod Smoleńskiem. Kadłubowski, oglądając te wydarzenia na płycie lotniska, postanowił sfilmować przygotowania i próby wojskowe, które odbywały się na godzinę przed rozpoczęciem uroczystości.
Odbiorca zostaje zaskoczony już w pierwszych scenach dokumentu. Na płycie lotniska ląduje samolot. Oficerowie ustawiają się, stają na baczność, czekają w gotowości. Powoli, ceremonialnie otwiera się tylna klapa samolotu. Gdy pierwszy żołnierz stawia stopę na platformie maszyny, rozbrzmiewa marsz żałobny z sonaty b-moll Fryderyka Chopina. Pomału, przed ścianą salutujących oficerów, wojskowi „coś” niosą (z pewnością trumny). Po cięciu montażowym dostrzegamy żołnierzy niosących (no właśnie) „nic”.
Dokument Kadłubowskiego warto porównać do transmisji telewizyjnych, które relacjonowały ubiegłoroczne wydarzenia. Po pierwsze, dokumentalista zwraca uwagę na momenty, które nie przykuły uwagi mediów – wprawdzie reporterzy informowali, iż na płycie lotniska trwają próby i przygotowania przed uroczystością, jednak te newsy przeplatały się z wypowiedziami polityków, zaproszonych gości, ekspertów itp. Po drugie, Kadłubowski zastosował stylistykę, która nie funkcjonuje w dzisiejszej TV. Poetyka „Powrotów” przypomina filmy z tzw. szkoły Karabasza. Reżyser przede wszystkim unikał jakichkolwiek zabiegów inscenizacyjnych i skupił się wyłącznie na wnikliwej obserwacji rzeczywistości. Istotna jest także rezygnacja z ilustracji dźwiękowej z offu. Jedyne dźwięki, jakie słyszymy, to stukot oficerskich butów i wspomniany już marsz żałobny Chopina. Dodajmy, że cały film trwa zaledwie siedem minut, a zdjęcia są czarno-białe. Taka „surowa” forma „Powrotów” ewokuje nastrój prawdziwej żałoby – ascetycznej i pełnej zadumy.
„Powroty” wciągają – po siedmiu minutach intensywnego odbioru widz dalej pragnie emocji, które towarzyszyły mu podczas seansu; odczuwa potrzebę żałoby, jakiej zabrakło w mediach, i poetyki dokumentalnej, niegoszczącej dziś w telewizji.
Krzysztof Kadłubowski o „Powrotach”: Żałoba smoleńska była dla mnie czasem intensywnej pracy, polegającej na filmowaniu, dokumentowaniu ówczesnych wydarzeń. Oczekując na lotnisku na trumny z ciałami ofiar byłem świadkiem wszystkich prób i przygotowań do tej bolesnej uroczystości. Pamiętam rytm stukających butów o płytę lotniska, który podkreślał powagę i dostojność chwili. Trumny pojawiły się w moich oczach na godzinę przed ich rzeczywistym przylotem. Pomysł na dokument narodził się właśnie wtedy – na płycie lotniska. Życie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. Powstanie „Powrotów” jest tego najlepszym przykładem.
Daniel Stopa