WYPATRUJĄC ODPOWIEDZI – RECENZJA FILMU „MNICH Z MORZA”

Na Krakowskim Festiwalu Filmowym zadebiutował już film „Mnich z morza”. Kolejna projekcja odbędzie się 3 czerwca w kinie Kijów.Centrum. Zapraszamy do zapoznania się z recenzją dokumentu.

Rozmowy, zwierzenia, czy choćby krótkie wymiany zdań – tak mało jest ich w tym filmie. Z jednej strony ubolewałam, że aż tak mało, z drugiej dzięki temu mogłam poczuć, że historia biegnie swoim rytmem. Reżyser i główny bohater poddali się biegowi wydarzeń. Rafał Skalski postanowił pozostać obserwatorem, a Ball, główny bohater pozwolił na siebie patrzeć.

Z informacji pojawiającej się na końcu filmu dowiadujemy się, że „70% Tajlandczyków przyjmuje święcenia na tymczasowego mnicha” . „Mnich z morza” opowiada o jednym z nich, Ballu, który decyduje się na ten krok w wieku trzydziestu lat. Z własnej woli zostaje mnichem na 15 dni. Na ten czas zobowiązuje się zrezygnować z wszelkich używek, seksu, tańca i śpiewu. Ball wyjeżdża więc na dwa tygodnie nad morze, gdzie odda się modlitwom, będzie pościł, medytował i rozmyślał nad swoim życiem.

Początek filmu mówi nam nieco o bohaterze. Dowiadujemy się, że mamy do czynienia z mężczyzną, ale jeszcze chłopcem. Ball pracuje jako sprzedawca samochodów, ale – jak sam przyznaje – niemal co wieczór imprezuje upijając się ze znajomymi. W domu natomiast czas spędza oglądając telewizor, lub przeglądając Facebooka. Być może udając się do świątyni Ball przyznaje przed sobą, że ma coś do przepracowania. Wyjeżdża więc na 15 dni, które od początku wydają mu się być wiecznością. Jak pokazał je Skalski?

Reżyser skupił się na obserwacji bohatera, na patrzeniu mu w oczy i słuchaniu wraz z nim. Czego słuchamy? Wsłuchujemy się w szum morza, w dźwięki desek uginających się pod stopami, czasem w słowa 47-letniego mnicha, mentora Balla. Takie oddawanie się medytacji nuży, woła o słowa, o hałas. Bohater chwilami ucieka w świat Facebooka i wcale mu się nie dziwię.  W tej ciszy kryje się jednak ważny przekaz i Skalskiemu udaje się ten przekaz ukazać: to prośba by zatrzymać się choć na chwilę, przysiąść na ganku czy na ławce w parku, albo iść na spacer i zastanowić się, w którą stronę zmierzamy.

 Agnieszka Młynarczyk