„CHŁODNYM OKIEM”. O FILMIE „PAPARAZZI” PIOTRA BERNASIA

Wszystko zaczęło się w roku sześćdziesiątym, gdy Frederico Fellini przedstawił w „Słodkim życiu” (1960) postać Paparazzo – fotografa współpracującego z dziennikarzem, odpowiedzialnym za rubrykę plotek w jednej z rzymskich gazet. Cztery lata później Jacques Rozier nakręcił dokument „Paparazzi” (1964), w którym ukazał natrętnych fotografów, pozbawionych rzetelności dokumentalnej, chcących za wszelką cenne sfotografować Brigitte Bardot goszczącą na planie „Pogardy” (1963). Ten sam temat poruszył Raymonda Depardona w nagrodzonym Cezarem dokumencie „Reporterzy” (1981). Na tegorocznym Krakowskim Festiwalu Filmowym obejrzeć można dokument Piotra Bernasia „Paparazzi” (2011), który już w samym tytule odwołuje nas do wspomnianych utworów .

Wszystkie filmy ukazujące zawód paparazzi skłaniają do refleksji autotematycznej. Dokument Bernasia przestawia warsztat i kulisy pracy Przemysława Stoppy – najpopularniejszego polskiego paparazzi. Obraz jest wstrząsający, bowiem bohater nie przestrzega żadnych zasad moralnych, obowiązujących nie tylko w pracy, ale przede wszystkim w życiu. Najbardziej szokuje relacja Stoppy z wypadku samochodowego – przypominająca początek filmu „Chłodnym okiem” (1969) Haskella Wexlera:

Pojechałem kiedyś pod Słupsk i tam na trasie Słupsk-Lębork jakiemuś kolesiowi się śpieszyło, no i… po prostu wyprzedzał. Facet za kierownicą był przekonany, że zabił tylko jedną osobę, a zabił przy okazji dziewczynę, która miała dwadzieścia dziewięć lat, męża w morzu i… dzieciaka. Ja tam byłem jak już było pozamiatane więc zrobiłem im zdjęcia, ale zadzwonili z redakcji – wszystko cacy – no, ale teraz trzeba jeszcze wykombinować zdjęcia za życia tych ludzi. Stanęliśmy przed drzwiami tego domu. Spojrzeliśmy się na siebie – jestem dziennikarzem, zajaraliśmy po papierosku. No i… o wchodzimy, nie! Wychowujesz tego dzieciaka przez ileś tam lat, cieszysz się z jego pierwszych kroków, a później, bach! Przychodzi ci jakiś koleś, który chce zdjęcia z albumu, ze ślubu, z chrztu i… z matury. Przez każdą sekundę bycia w tej sytuacji się zastanawiasz czy jesteś w stanie to wytrzymać? No zrobiłem to, stało się, zrobiłem…       


Stoppa przypomina bohatera z dokumentu Krzysztofa Kieślowskiego „Z punktu widzenia nocnego portiera” (1977). Podobieństwo obu mężczyzn nie sprowadza się wyłącznie do zamiłowania w nękaniu innych i kontrolowaniu cudzej prywatności, ale zarówno postać z dokumentu Kieślowskiego, jak i bohater „Paparazzi” odzwierciedlają konkretną epokę. W „Z punktu…” bohater reprezentuje ustrój totalitarny, oparty na ideologii komunistycznej, który panował w Polsce, gdy reżyser kręcił swój film. Stoppa to nie tylko przedstawiciel prężnie rozwijającego się w ostatnich latach show-biznesu, w którym jak mówi nie ma winy i nie ma kary, ale także człowiek reprezentujący nas wszystkich, uzbrojonych w nowoczesną technologię, dzięki czemu możemy wtargnąć w cudzą prywatność, sprzedać ją – zniszczyć. Przesłanie takie wyłania się w ostatnich scenach filmu. Oglądamy modlących się po katastrofie smoleńskiej ludzi. Tragedia i żałoba prowadzą do ogólnonarodowej sensacji, każdy chce zrobić zdjęcie, podejść jak najbliżej, zobaczyć jak najwięcej. Nawet najgorliwiej modląca się kobieta chwyta w końcu za aparat.


Bernaś stara się, aby estetyka jego filmu korespondowała z pracą paparazzi; stąd dynamiczny montaż przypominający teledyski, energiczna muzyka i wyraźne podkreślenie detali w warstwie wizualnie i dźwiękowej, takie jak: spust migawki, zmiana ogniskowej,   zmiana programu, spojrzenie w wizjer aparatu. Z jednej strony dostajemy spowiedź świadomego bohatera – to odróżnia go od postaci z filmu Kieślowskiego, który swą pracę określa jako wchodzenie w rzeź ludziom, jako zajmowanie się pierdołami od początku do końca. Z drugiej zaś strony zawód Stoppy przedstawiony jest atrakcyjnie, niczym film sensacyjny. Oglądamy pościgi samochodowe za znanymi osobami, popularnych aktorów, celebrytów. Zycie paparazzi to ciągłe spiętrzenie akcji, nowe miejsca, wyzwania i spore pieniądze do zdobycia. Z kolei utrata własnego kręgosłupa etycznego i uczciwości dokumentalnej – to cena jaką trzeba za to zapłacić.


Daniel Stopa