Wywiad z dokumentalistą Jackiem Bławutem
W Tygodniku Powszechnym ukazał się obszerny wywiad "Rzecznik, wojownik i tchórz" z Jackiem Bławutem - reżyserem m.in. "Nienormalnych", "Born dead", "Wojownika" oraz "Kostki cukru".
Na zdjęciu Jacek Bławut z Franciszkiem Pieczką na planie filmu "Nad rzeką" 1962 r.
Rozmowę przeprowadziła Katarzyna Kubisiowska. Fragmenty:
Nie stosuje Pan żadnych psychologicznych technik, które pomagałyby się im otworzyć?
Nie wyjmuję kamery, dopóki nie dostanę na to przyzwolenia. Cierpliwie czekam na moment, kiedy bohater sam podejmie decyzję, mówiąc: „Dobra, Jacek, zaczynamy kręcić”. Wszyscy pracujący przy filmie muszą być przekonani, że to, co robią, ma sens. Jeśli tak się nie dzieje, trzeba kamerę wyłączyć i poczekać na dobry czas. Coś takiego miało miejsce z Mariuszem Nowakowskim, żołnierzem Legii Cudzoziemskiej, który stracił nogę podczas misji w Sarajewie i o którym opowiedziałem w „Miałem przyjaciela”. Do Mariusza jeździłem przez trzy miesiące, zanim usłyszałem: „Nie wiem, co wyjdzie z tego filmu, ale możemy spróbować”.
Niełatwo było też nakłonić do spotkana tytułowego „Wojownika”, Marka Piotrowskiego, mistrza kick boxingu, który ze względu na kłopoty ze zdrowiem musiał zrezygnować z międzynarodowej kariery.
Z Markiem spotkałem się po jego powrocie z Ameryki. Był tak zgnębiony, że wolał schować się do nory jak ranne zwierzę. Dobrze go rozumiałem, bo gdy ja oberwę, też wybieram samotność, nie potrzebuję rozmów czy wsparcia. Marek nikomu nie ufał, za wyjątkiem swojej matki. Wcześniej zawiódł się na wszystkich osobach, które były wokół niego. Gdy już był chory, częściowo sparaliżowany, odeszła od niego żona, a na pożegnanie powiedziała, że to nie on jest ojcem dziecka, które od urodzenia uznawał za swoje. Myślę, że nawet teraz, po latach znajomości i triumfie „Wojownika”, to zaufanie do mnie nie jest wciąż pełne. A do uczestnictwa w tym projekcie przekonałem go zdaniem, że to nasze spotkanie nie jest przypadkowe, że jest częścią losu.
Wszystkie Pana filmy niosą humanistyczne przesłanie, że człowiek może się dźwigać z najbardziej dotkliwych upadków. Czy to nie Pańskie marzenie o lepszej ludzkiej kondycji?
Człowiek jest dla mnie wyjątkowy poprzez swoje słabości. Wtedy dopiero widać, jaki jest wielki. Pasjonuje mnie sytuacja upadku, ona może dotknąć każdego. Nikt nie rodzi się żebrakiem na dworcu, trzeba tam spaść, a spada się nieraz z bardzo wysoka.
Filmy traktuję jako klucz do tego, aby pojąć, po co tu jesteśmy, dlaczego w ten sposób zostaliśmy skonstruowani, co jest na końcu tej drogi. Z moimi bohaterami powolutku tę drogę przemierzam.
Jak misjonarz.
O nie! Nikogo nie mam zamiaru nawracać. Pomagam, ale tylko w ograniczonym zakresie, bo największą pracę musimy wykonać sami. W sumie chodzi o banalną sprawę: życie jest prostsze i lepsze, kiedy można drugiej osobie coś autentycznego ofiarować.
Prawie każdy z Pańskich bohaterów z natury jest wojownikiem.
Podnoszącym się z dna do walki...
Za wyjątkiem generała Stanisława Skalskiego, bohaterka „Cyrku Skalskiego”, i Kazimierza Leskiego, który opowiada o sobie w „Byłem generałem Wehrmachtu”. Oni nigdy na to dno nie upadli. Skalski – największy as polskiego lotnictwa, bohater bitwy o Anglię. Leski – specjalista budowy okrętów, dzięki opanowaniu i znajomości niemieckiego, w czasie okupacji w mundurze generała Wehr machtu odbywał podróże z Polski do Paryża, werbował francuskich ochotników do budowy umocnień na froncie wschodnim.
Zarówno Skalski, jak i Leski rzucili na jedną szalę całą swoją mądrość, energię i życie. Tyle mogli zaoferować krajowi, ale to zostało zmarnowane przez tępych komunistów. Chciałem pokazać w tych filmach, jak niszczyło się wyjątkowych ludzi. Ale przede wszystkim była to opowieść o kondycji psychicznej człowieka, oprawcy i system polityczny nie był dla mnie ważny.
Moralnie Skalski i Leski odnieśli zwycięstwo. Nie złamali się mimo tortur w stalinowskich więzieniach i wyroków śmierci.
Leski się złamał. Skoczył w więzieniu we Wronkach ze schodów na głowę, chciał popełnić samobójstwo. Bał się, że jest za słaby, że zacznie sypać albo mówić rzeczy nieprawdziwe. Bezpieka podrzuciła mu sfingowany nekrolog o śmierci matki, który przeczytał w gazecie leżącej w toalecie. Wtedy poczuł, że już więcej nie zniesie.
Ale zniósł, bo zarówno on, jak i Skalski nie poszli na żaden układ z władzą ludową. Gdyby to zrobili, nakręciłby Pan o nich filmy?
Sam nie wiem... Mnie bardzo pociąga ten polski heroizm. Imponują mi tacy ludzie jak Skalski i Leski.
Całość artykułu można przeczytać tutaj.