NOWY POLSKI DOKUMENTALIZM ETNOGRAFICZNY?

Czy zasadne jest mówienie o polskim kinie antropologicznym? Kilka przynajmniej filmów dokumentalnych zaprezentowanych w ramach Konkursu Polskiego na 51. Krakowskim Festiwalu Filmowym wydaje się dowodzić, że tak. Choć w czasie Przeglądu Filmów Etnograficznych Oczy i Obiektywy VII zastanawiano się nad tym, czym dokument różni się od filmu antropologicznego, tak naprawdę jedna forma nie musi wykluczać drugiej, tylko stanowić wręcz punkt wyjścia. – pisze Olga Słowiakowska.


Gdyby odnosić się do etymologicznego (i chyba także popularnego) znaczenia antropologii jako po prostu nauki o człowieku, zarówno jako przedstawicielu rodzaju ludzkiego (fizyczna) lub też jako istoty kulturowej (antropologia kulturowa, związana ze zróżnicowaniem kultur i poszukiwaniem uniwersaliów), to właściwie każdy film dokumentalny można by nazwać antropologicznym, bo cechuje go żywe zainteresowanie człowiekiem. Idąc jednak tak prostym rozumieniem, za antropologiczny należałoby uznać każdy wytwór przeznaczony dla ludzi. Lepiej jednak już w tym momencie porzucić te rozważania prowadzące do coraz większych niejasności metodologicznych i, zamiast tego, skupić się na filmach odpowiadających tytułowi tekstu. A są to: "Argentyńska lekcja" (2011) Wojciecha Staronia, "Kołysanka z Phnom Penh" (2011) Pawła Kloca oraz "Mój tata Lazaro" (2011) Marcina Filipowicza. (...)


"Argentyńska lekcja" to historia rodzącej się przyjaźni pomiędzy Jankiem właśnie, a Marcią, Argentynką o polskich korzeniach. Wszystko obserwujemy właściwie z perspektywy dziecka, a najbardziej chyba z perspektywy Janka, który wielu napotkanych w Argentynie rzeczy nie rozumie. I wiąże się to zarówno z barierą językową, jak i kulturową. Mamy tu do czynienia ze zderzeniem dwóch modeli rodziny: kochającej się i spokojnej europejskiej oraz nękanej ciągłymi problemami argentyńskiej. (...)


Staroń poprzez oparcie się na emocjach jednostki i na konkretnej historii mówi o rzeczach bardziej uniwersalnych i nie zapomina o przedstawieniu wiarygodnego tła. Oprócz tego, iż reżyseruje, jest przede wszystkim operatorem, stąd niezwykła plastyczność i symbolika komponowanych przez niego kadrów, tak trudna do osiągnięcia w filmie dokumentalnym. (...) Staroń obserwował swoich bohaterów aż dwa lata, żył z nimi na co dzień i poznał ich tak dobrze, że mógł pozwolić sobie na nakręcenie tylko kilku godzin materiału. Powstał z nich niespełna godzinny, wspaniały, autentyczny film dokumentalny, a do tego z narracją właściwą dla form fabularnych. (...)


To, co jednak najważniejsze przy omawianiu "Argentyńskiej lekcji" jako przykładu kina antropologicznego, to fakt wejścia w pewną określoną wspólnotę kulturową i jednocześnie domową. Staroń, jak wielu wybitnych antropologów i etnografów, przebywał ze swoimi bohaterami, żył z nimi, najwyraźniej stał się jednym z nich przejmując ich zwyczaje, gdyż obdarzyli go wielkim zaufaniem i pozwolili na obserwację w bardzo intymnych sytuacjach. Ponadto, bardzo antropologiczne jest ukazanie zetknięcia Janka z obcą kulturą i pokazanie bariery językowej i emocjonalnej, jaka przy tej okazji powstaje. O etnograficzności filmu świadczy specyficzny rodzaj spojrzenia i umiejętność odczytywania charakterystycznych zachowań na danym obszarze kulturowym, które pozwala na wysunięcie uniwersalnych wniosków. (...)


Kolejne dwa filmy dokumentalne to przykłady dzieł, w których na plan pierwszy wysuwa się nieumiejętność porozumienia, którą można rozumieć metaforycznie – jako niemożność porozumienia w ogóle, lub bezpośrednio – jako stan spowodowany pochodzeniem z zupełnie odmiennych kręgów kulturowych oraz przyzwyczajeniem do innych norm i wartości. (...)


Paweł Kloc [reżyser "Kołysanki z Phnom Penh"] podszedł do swoich bohaterów niezwykle blisko i pokazywał ich intymne relacje oraz krańcowe sytuacje w ich życiu. W filmie można wyróżnić kontakt z odmienną kulturą widziany z dwóch perspektyw: z jednej strony to perspektywa samego reżysera, zadziwionego wieloma procederami właściwymi Kambodży, oraz wzajemną barierę komunikacyjną pomiędzy dwójką głównych bohaterów, gdyż pochodzą oni z innych kultur i zostali wychowani w zupełnie różnych modelach. Poznajemy Ilana Schickmana z Izraela oraz jego partnerkę Saran, Kambodżankę. Wraz z nią i jej dwiema córkami, dwuletnią Marie i sześciomiesięczną Jasmine, mieszka w Phnom Penh. Usiłuje zarobić na utrzymanie rodziny, zajmując się wróżeniem z kart. Bardzo ciężko walczyć mu o byt także dlatego, że z Saran mu się nie układa. Kobieta pije i ma napady agresji, zupełnie nie wiadomo, czego się po niej spodziewać. (...)


Paweł Kloc oddaje także specyficzną swobodę obyczajową panującą w filmowanym uniwersum, pokazuje, że kambodżańskie społeczeństwo rządzi się zupełnie innymi prawami i to, co w naszej kulturze byłoby nie do pomyślenia, tam traktowane jest jako coś zupełnie normalnego. Saran sprzedaje swoje dzieci i nie spotyka się to ze sprzeciwem, bo wszyscy wiedzą, iż potrzebuje pieniędzy. Także seks w tym azjatyckim społeczeństwie wydaje się mieć zupełnie inną rangę i zostaje sprowadzony jednocześnie do grzesznej rozrywki i do funkcji czysto fizjologicznej. (...) Paweł Kloc niczego nie usprawiedliwia, przedstawia po prostu wiarygodnie zastany stan rzeczy. (...) Zdołał zbudować tu bardzo szeroki kontekst społeczno – polityczny oparty na jednej metaforze i konkretnej symbolicznej sytuacji. Cała Kołysanka z Phnom Penh to intymna opowieść snuta przez przyjętego do odmiennej kultury reżysera, ale też pewna parabola definiująca relacje społeczne i różnice pomiędzy Zachodem i Wschodem. 


Ostatni z filmów, "Mój tata Lazaro", to również historia dwójki ludzi wychowanych w zupełnie innych kręgach kulturowych i niepotrafiących się porozumieć właśnie ze względu na wynikające z tego faktu różnice. Bohaterka filmu "Mój tata Lazaro" to Żaklina, 24-letnia dziewczyna, która przylatuje na Kubę, aby spotkać się ze swoim ojcem. Zostawił ją, gdy była małą dziewczynką i już zupełnie go nie pamięta. Jedyne, co pozostało, to nieliczne fotografie i listy. Widz wraz z Żakliną rusza w bardzo osobistą podróż, jest świadkiem jednej z najważniejszej sytuacji w jej życiu oraz spowodowanego nią bólu. Żaklina jeszcze przed planowaną wizytą u ojca spotyka się z Bożeną, mieszkającą na Kubie Polką, która tłumaczyła jego listy, z Flavią - jedną z kobiet Lazaro, i wreszcie ze swoim bratem Frankiem, synem Flavii. Rodząca się więź pomiędzy Żakliną a Frankiem to jeden z ważniejszych wątków dokumentu. Najprawdopodobniej dziewczyna nie liczyła na to, że zdoła tak szybko nawiązać z nim kontakt i znaleźć w nim oparcie. Frank bardzo ją wspiera i potrafi być wyrozumiały zarówno dla Żakliny, jak i dla Lazaro. Mówi, że przyjechał do ojca tylko po to, żeby zobaczyć jego twarz - nic więcej. Żaklina natomiast przyznaje, że zupełnie inaczej wyobrażała sobie tę podróż i spotkanie. Myślała, że padnie ojcu w ramiona i usłyszy od niego wyjaśnienia i słowo "przepraszam". Jest jednak zupełnie inaczej. (...)


Marcinowi Filipowiczowi udaje się zająć nie tylko naczelnym tematem filmu, czyli emocjami Żakliny związanymi z podróżą do ojca, ale także różnicami w mentalności. Wyraźnie widać, że to, co dla nas jest niezwykle skomplikowane, dla Kubańczyków po prostu istnieje i zamienia się w codzienność. (...)


Widz jest świadkiem zderzenia dwóch różnych sposobów patrzenia na świat. Dla Europejczyka wszystko stanowi problem, a dla Kubańczyka właściwie nic, nawet to, iż opuścił swoje dziecko – po prostu „tak wyszło”. Relatywizm kulturowy znów dotkliwie daje się we znaki, ale mimo wszystko Żaklinie udaje się pokonać kolejne etapy obrzędu przejścia i po pozostawieniu tego, co znane, wejść w pierwszą fazę relacji z ojcem. (...)



Olga Słowiakowska



Całość artykułu mozna przeczytać tutaj.