„TRZEBA MIEĆ W SOBIE POKORĘ, KIEDY ROBI SIĘ FILMY O LUDZIACH” - ROZMOWA Z LIDIĄ DUDĄ
„Newborn”, najnowszy film dokumentalny Lidii Dudy, znalazł się w programie 58. Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Zapraszamy na wywiad z autorką filmu.
Daniel Stopa: Kiedy wpisałem w wyszukiwarce Krzysztof Wierzbicki , trafiłem na liczne filmiki z zawodów i tytuły: „absolutny rekordzista świata”, „mistrz”, „dominator”. Potem oglądam kilka dobrych minut „Newborn” i co wiedzę? Zwyczajne życie, on rąbie drzewo, jego żona jest w ciąży, odpoczywa na leżaku, razem czekają na narodziny dziecka jak zwykła para…
Lidia Duda: Krzysztof mieszka na wsi, w jego domu nie ma gabloty z pucharami, dyplomów z zawodów, niczego, co mogłoby świadczyć, że jest mistrzem świata w trójboju siłowym i rekordzistą w tzw. martwym ciągu. On nie uczestniczy w medialnym wyścigu, nie „obkleja” się sukcesem.
Ale nie kusiło cię, aby zacząć historię właśnie od tego, że twój bohater jest mistrzem? Aby od początku ustawić sytuację?
Absolutnie, przecież to byłoby kłamstwo, gdybym zaczęła opowiadać o jego zwycięstwach, od tego, że na zawodach oklaskuje go Arnold Schwarzenegger. Powieliłabym pewną powierzchowną kliszę. Skoro zawody i zwycięstwa nie są dla Krzysztofa najważniejsze, to ja muszę przyjrzeć się jego życiu zrozumieć, co jest dla niego najważniejsze. Budowanie normalnego domu, normalnej rodziny - tego nigdy nie miał i cały jego wysiłek, od szesnastego roku życia, jest na to ukierunkowany. Gdybym zaczęła od zawodów, zasugerowałabym, że to jest dla niego najistotniejsze, sprzeciwiłaby się prawdzie.
Po scenach rodzinnych i narodzeniu dziecka Krzysztof staje na pomoście i widzimy jak ważne są jednak dla niego zawody, jak bardzo je przeżywa i jakie emocje mu towarzyszą….
Trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego Krzysztof jedzie na zawody? Sport stał się dla niego sposobem na życie. Oczywiście, z tego się utrzymuje, zarabia, ma możliwość dostania stypendium, ale czy on miał jakiś wybór? Czy ktoś zapytał Krzysztofa, czy chce zostać sportowcem? On to zrobił wszystko na zasadzie terapii dziecięcej, w ten sposób odpracował i dalej odpracowuje własną traumę. Po prostu musiał gdzieś tę swoją złą energię oddać, dosłownie wypocić. Tak został sportowcem. Dlatego też film zaczyna się od obrazów zwykłego życia, bo on je sobie wyszarpał, to efekt jedenastoletniej walki jego i Marzeny. Dla mnie ważnym pytaniem jest to, kim mógłby być Krzysztof, jeśli nie sportowcem? Przecież jest osobą z dużym potencjałem, szybko się uczy, jest pracowity, błyskawicznie nadgonił stracone lata. Film ma podwójne znaczenie, nowonarodzonym jest Krzysztof, który potrafił odciąć się od swojej przeszłości i stworzyć siebie na nowo, nowonarodzony jest również jego syn, jako spełnienie już rodziny, a nie tylko małżeństwa.
Wspomniałaś, że Krzysztof nie ma parcia na szkło. Jak przekonałaś go do udziału w filmie? Jak zdobyłaś jego zaufanie?
Wszystkie filmy robię z bohaterami, którzy nie chcą filmu (śmiech). Po prostu nie są tym zainteresowani, nie odczuwają takiej potrzeby. Jeśli Krzysztof nie okleja się plakatami, nie uczestniczy w medialnym szumie, to trudno oczekiwać, że gdy się pojawiam, to jest szczęśliwy, albo myśli o jakiejś promocji. Dopiero w trakcie filmu zaczął się bardziej promować i nie robił tego z narcystycznych pobudek, ale przekonania, że musi swój „produkt” zareklamować, aby osiągnąć pewien efekt na rynku, że takie są czasy i wymagania. Krzysztof nie miał potrzeby opowiedzenia mi swojej historii, zgodził się tylko dlatego, że powiedziałam mu, że w jego przeszłości znalazłam mnóstwo faktów, z których nie można ułożyć spójnej całości. Miałam poczucie fałszu, pęknięcia. Krzysztof spojrzał wtedy na Marzenę i powiedział: „zobacz, jedna osoba, co się zorientowała”.
I wtedy pozwolił ci odsłonić swoją przeszłość?
Przeszłość pojawia się w filmie na tyle, ile jest niezbędna. Krzysztof nie był zainteresowany walką z przeszłością, nie chciał konfrontacji z matką. Ja byłam tego samego zdania. Myślę, że nie trzeba budzić śpiących demonów, zbyt długo Krzysztof walczył, aby rozpocząć nowe życie. Ale jego przeszłość dała mu siłę, aby radykalnie zmienić siebie i swoje życie.
Najważniejszymmomentem w filmie są narodziny dziecka Krzysztofa i Marzeny. To był moment, kiedy poczułaś, że jest opowieść? Poczułaś, że masz film?
Od początku wiedziałam, że historia Marzeny i Krzysztofa ma w sobie duży potencjał. Czas ciąży, wyczekiwania, przyjścia na świat ich pierwrodnego, dużo zmienia. Krzysztof i Marzena są razem od jedenastu lat, a tu nagle pojawia się malutki człowiek. To jest wyzwanie, ale, to jedno z wielu wyzwań, przed którymi stanęli. Ich historia była i jest pełna wyzwań.
Krzysztof i Marzena są razem od jedenastu lat. „Newborn” to też film o związku…
To film o związku i relacjach ludzkich. Relacje między ludźmi albo nas ratują, albo niszczą. Moi bohaterowie zdecydowali, że razem uciekną, zrobią krok w przepaść. Na starcie nie mieli nic, wychodząc z domu byli dwójką dzieci. To nie jest łatwe, spróbujmy kilkanaście lat wytrwać w biedzie. Żyjemy w czasach szybkiej wymiany, szybko wymieniamy telefony, samochody, związki się rozpadają, cały czas jest potrzeba nowego, a Krzysztof i Marzena trwają, W tym sensie film jest o trwaniu ze sobą, o związku, o byciu ze sobą na codzień.
Nie można rozdzielić twoich bohaterów, są równie ważni. Przed seansem myślałem, że wybieram się na film o Krzysztofie - mistrzu świata, ale po kilku minutach można odnieść wrażenie, że Marzena „kradnie” historię?
Marzena jest siłą, która ciągnie ich wspólne życie codzienne. Przez lata była dla Krzysztofa jedyną podporą, dbała o niego, dbała o ich związek. Dalej to robi. Wydaje się mocniejsza, pewnie dlatego, że nie została tak pokiereszowana przez los jak Krzysztof. Owszem, zostawiła dla niego rodzinę, ale wyszła z domu ze świadomością, kim jest. Krzysztof tego nie miał. Jest innym bohaterem i wymaga innego podejścia, innego opowiadania. O każdym człowieku robi się inny, nowy film. I to jest właśnie fascynujące, że żadne tematy się nie kończą, bo każdy człowiek jest inny. Przecież zrobiono filmy o wszystkim, o sporcie, o miłości, o zbrodni, a my dalej jeździmy na plan, dalej kręcimy.
„Newborn” to film o miłości, o związku, o sile…
Chciałam opowiedzieć historię wielopłaszczyznową. Krzysztof nie jest osobą zbyt wylewną, bardzo broni swojej prywatności, ma złe zdanie na temat mediów, które karmią się sensacją. Szanuję bohaterów, z którymi muszę walczyć na planie, bo wtedy mam poczucie, że to osoby, które nie zrobią wszystkiego dla filmu, nie mają parcia na szkło. Walczę o ich szczerość, i kiedy ona jest, wiem, że jak mówią, to jest to ważne. Cieszę się bardzo, że film podobał się Krzyśkowi i Marzenie. Zawsze robimy film dla naszych bohaterów, bo to oni są najważniejsi. To ich filmy, ich kino.
Po pokazie na Krakowskim Festiwalu Filmowym widzowie wychodzili po seansie i mówili, że polubili bohaterów. To dla ciebie jest najważniejsze?
Bardzo polubiłam Krzysztofa i Marzenę jako ludzi. Podziwiam wszystko to, co wywalczyli i w jaki sposób to zrobili. Dla niektórych może to mało, ale wszystko co mają, to efekt ich wysiłku, pracy. Odnieśli też spektakularny sukces.
Zastanawiam się jakimi słowami określić styl, poetykę twojego filmu. Cierpliwość, czekanie, kontemplacja?
Na planie staraliśmy się nie zaburzać rzeczywistości, bo ona w bardzo dużym stopniu opisuje moich bohaterów. Z jednej strony moi bohaterowie żyje pomału, w zwolnieniu, w ciszy. A za chwilę co? Krzysztof ląduje w krzyczącym, głośnym świecie, są zawody, gwar, ludzie rozmawiają w siedemnastu językach. On żyje w dwóch takich światach. Na pierwszych zawodach odniosłam wrażenie, że Krzysztof nie przynależy do tego „wielkiego” świata, że jest gdzieś z boku, siedzi na krzesełku, czeka na swoją kolej, nie robi sobie fotek ze wszystkimi, nie przybija piąteczek. On ma świadomość, że przyjechał do pracy. Turniej traktuje zawodowo. To niesamowite, że Krzysztof potrafi się maksymalnie odciąć, dlatego też wygrywa. Przyjeżdża, kłania się, robi swoje i kończy, cała ta „świecąca” reszta jest mu niepotrzebna. Bohatera nie da się zmusić, przydusić, zmontować filmu według tezy. W filmie dokumentalnym cała sztuka polega na tym, aby dotknąć choć milimetra prawdy.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.