WYWIAD Z MAGDALENĄ PIĘTĄ, AUTORKĄ FILMU "PLANETA KIRSAN"

Na stepach odległej Republiki Kałmucji wyrasta ogromne Szachowe Miasto. To dzieło Kirsana Ilumżynowa - prezydenta kraju, milionera, a przede wszystkim uznanego szachisty, który swą pasją pragnie zarazić wszystkich obywateli Republiki. Magdalena Pięta wybrała się na „Planetę Kirsan”, by opowiedzieć zarówno o jej przywódcy, jak i najmłodszych mieszkańcach, dla których szachy mogą być jedyną drogą do lepszego świata.


Film „Planeta Kirsan” powstał w ramach drugiej edycji projektu „Rosja – Polska. Nowe Spojrzenie”. Czy mogłaby pani opowiedzieć o tym przedsięwzięciu?

Magdalena Pięta: „Rosja-Polska. Nowe spojrzenie” było cyklem warsztatów, w ramach których studenci szkół filmowych z Polski i Rosji mieli szanse pracować nad swoimi filmami w kraju sąsiednim, czyli Rosjanie pracowali nad filmami w/o Polsce, a studenci z Polski nad  filmami w/o Rosji. Projekt miał dwie edycje, w trakcie których powstało kilkanaście krótkometrażowych filmów dokumentalnych, w tym m.in. „Nasiona” Wojciecha Kasperskiego i „52procent” Rafała Skalskiego - obydwa nagrodzone Złotymi Lajkonikami na Krakowskim Festiwalu Filmowym. „Planeta Kirsan” jest ostatnim filmem z tego cyklu, i jednocześnie pierwszym, który wykroczył poza format filmu krótkometrażowego.


Czemu zdecydowała się pani wybrać z kamerą akurat do Kałmucji? Skąd wziął się pomysł, by opowiedzieć o tamtejszym umiłowaniu szachów?

M. P.: Szachy to nie jest zwykła gra – to gra metafizyczna, związana z próbą rozwiązania zagadki istnienia, z manią wielkości, czy koniec końców z szaleństwem. W kulturę europejską wpisany jest topos gry w szachy jako gry o życie. Jak u Bergmana - gra się ze śmiercią. Kiedy tylko przeczytałam o tym, że na stepowym pustkowiu, przybyły znikąd człowiek zbudował Szachowe Miasto, zabrzmiało to jak próba wprowadzenia w życie utopijnych założeń sprzed wieków. Z drugiej strony, jako że Miejsce-Nigdzie było na terenie Federacji Rosyjskiej, a ów człowiek był świeżo upieczonym milionerem, od razu było wiadomo, że sprawa nie będzie pewnie ani tak czysta ani tak wspaniała, jak głosił twórca szachowej rewolucji - czyli Kirsan Ilumżynow.


Z filmu dowiadujemy się, że planeta Kirsan faktycznie istnieje – jedno z ciał niebieskich zostało nazwane na cześć prezydenta Kałmucji. Trudno nie odnieść wrażenia, że „planetą Kirsan” jest też cała republika, z której Ilumżynow uczynił ważny ośrodek szachowy, tym samym pozwalając jej zaistnieć na mapie Rosji i świata. W pewnym momencie nawet zestawia pani portret prezydenta z szachowym królem – najważniejszą figurą w grze. Jak wyglądała Kałmucja przed Kirsanem? Czy dziś możemy mówić o kulcie prezydenta? 

M. P.: Kałmucja przed Kirsanem była małym zapomnianym fragmentem Imperium, i de facto takim małym zapomnianym fragmentem jest nadal. Zamieszkuje ją jednak dumna i wojownicza nacja - Kałmucy, którzy przetrwali między innymi deportacje wszystkich mieszkańców Republiki na Syberię. Jednym z elementów kałmuckiej kultury są szachy, którymi Kirsan posłużył się trochę jak teatralnym rekwizytem - kluczowym elementem symbolicznym w tworzeniu swojej rewolucji. Na wielkiej scenie (step) wybudował makietę rzeczywistości (Szachowe Miasto) i zatrudnił siebie w roli głównej (twórca szachowej rewolucji).Wszystko to razem dało straszno-śmieszną totalitarną w smaku, ale przede wszystkim przesiąkniętą absurdem rzeczywistość. Tym bardziej  absurdalną, że mieszkańcom do kultu Kirsana było i jest naprawdę daleko.


W pani filmie perspektywa szeroka łączy się z historią chłopców biorących udział w turnieju szachowym. Jak znalazła pani swoich bohaterów? Kim są, gdy nie grają w szachy?

M. P.: Alehana i Amira poznałam przy okazji pierwszej wizyty w Kałmucji, mieli wtedy odpowiednio 6 i 9 lat i obydwaj bardzo dobrze potrafili już grać w szachy. Tam, gdzie mieszkają, nie ma innych rozrywek (oprócz wszechobecnej piłki nożnej), więc chłopcy rzeczywiście spędzają całe dnie nad szachownicą. Mają fantastycznego trenera, a ich pasja, jako źródło potencjalnej kariery (czytaj: możliwości wyrwania się ze wsi na stepie) jest traktowana przez rodziców z dużym zaangażowaniem.


W „Planecie Kirsan” widzimy Szachowe Miasto, kompleks, w którym odbywają się turnieje. Imponujące budowle stanowią wyraźny kontrast dla warunków, w jakich przyszło żyć większości mieszkańców Kałmucji. Jak na Szachowe Miasto reagują obywatele? Czy nie jest to po prostu ekstrawagancja prezydenta, tak oddanego szachom, że uważa je za dar z Kosmosu?

M. P.: City Chess jest trochę jak połączenie Disneylandu z Pałacem Kultury. Disneylandu - ponieważ jest importem architektonicznego american dream, a Pałacu Kultury - ponieważ do życia mieszkańców ma się nijak – na co dzień stoi puste, a ożywa tylko na czas zawodów szachowych, kiedy nagle ulice wypełniają się dzieciakami bądź dorosłymi graczami. I tu znowu absurd - bo jeśli City Chess miało być pomnikiem władzy, to trzeba by je chociaż dobudować, a tymczasem stoi nieskończone, rozsypując się co nieco tam, gdzie jest mniej widoczne. Pomimo tego nie można mu jednak odmówić pewnego perwersyjnego uroku –  czas w Szachowym Mieście ulega jakby zawieszeniu - są różowe domki, kwietniki, i armia nudzących się ochroniarzy, którym z niezmiennym spokojem przyglądają się namalowani szachowi Mistrzowie. 



Z Magdaleną Piętą rozmawiał Bolesław Racięski.