RECENZJA FILMU "JUREK" PAWŁA WYSOCZAŃSKIEGO
Ostatnie lata przyniosły polskiej kinematografii garść świetnie zrealizowanych filmów biograficznych, których treść wykracza daleko poza ramy laurki. Historiom pasjonatów, ludzi szeroko rozumianej kultury, przyglądają się filmowcy-badacze, obalający mity i stawiający prowokujące, często niewygodne pytania. Taki był choćby „Bard” (2013) Katarzyny Kościelak czy „Wypadek” (2012) Anny Więckowskiej o byłym dziennikarzu sportowym Macieju Zientarskim.
„Jurek” jest z jednej strony pomnikiem filmowym Polaka, który zapisał się w historii jako jeden z najwybitniejszych alpinistów, zdobywca 14 ośmiotysięczników, człowiek niezłomnego ducha. Jednak zgodnie z perspektywą przyjętą przez reżysera i autora scenariusza, Pawła Wysoczańskiego, film wyciąga na światło dzienne także inne oblicze sportowca.
Chyba każdy skłonny jest do zachwytu nad majestatem gór. W filmie Wysoczańskiego są pokazane z pokorą i szacunkiem, co przywodzi na myśl najlepsze skojarzenia, choćby z obrazami Kaspara Davida Friedricha. „Jurek” to zapis walki człowieka z samym sobą. Góra jest ścianą, ograniczeniem, przeszkodą, które Jerzy Kukuczka chciał pokonać w sobie. Ale to nie krajobrazy ośnieżonych szczytów zasługują na największą uwagę, lecz to, co znajduje się w ich cieniu, niewidoczne zwykle na fotografiach uśmiechniętych zdobywców. Wysoczański pyta o strach, także ten przed śmiercią podczas wyprawy, ale przede wszystkim o ten, który pcha bohaterów filmu w nieprzyjazne ramiona łańcuchów górskich. Jest to strach przed normalnością, przeciętnością, powolnym umieraniem, „kapciami”, jak ujmuje to sam Kukuczka. Tragicznie zmarły w wypadku podczas podejścia na Lhotse alpinista pozostawił dwójkę dzieci i żonę.
Film wydobywa z cienia tej potężnej góry, jaką z pewnością była postać Jerzego Kukuczki, Celinę i Wojciecha. Przyznanie się do strachu, jaki opanowywał Celinę za każdym razem kiedy mąż wyruszał na wyprawę czy dystans, który dzielił syna i ojca, czynią historię autentyczną i bolesną. W obszernie przytaczanych materiałach archiwalnych Kukuczka unika odpowiedzi na pewne fundamentalne pytania. Kwestia odpowiedzialności, już nie tylko za siebie, ale za partnerów i rodzinę, stoi w wyraźnym konflikcie z nieposkromioną potrzebą dążenia do celu położonego poza strefą bezpieczeństwa i rutyny. Kukuczka, jako człowiek przenikliwy i inteligentny, zdawał sobie sprawę z tej sprzeczności, ale musiał w niej trwać.
Film ukazuje jeszcze inny dylemat, z którego bohater zdawał sobie sprawę – iż jest narzędziem. W artykułach peerelowskich dziennikarzy jego nazwisko stało się propagandowym hasłem wywoławczym pustego optymizmu czasów Gierka. Sportowe podejście do alpinizmu rozmieniono na niezdrowy pojedynek z Reinholdem Messnerem, a sukcesy stały się pożywką dla eskapistycznej maszyny medialnej w służbie systemu, który niczego Kukuczce nie dał.
Rzetelnie zrealizowany „Jurek”, z muzyką Michała Lorenca, to dojrzały portret człowieka wielkiego, ale targanego wewnętrznymi konfliktami. Na ekranie odmalowane zostały wszystkie odcienie tej walki.
Michał Kucharczyk